Rozdział 10
"Niechciany list"
Listopad zawsze był jednym z najmniej lubianych przez uczniów Hogwartu, miesiącem. Wszyscy już myśleli o nadchodzących świętach, ale nauczyciele jakby tego nie zauważali i zadawali im nieskończoną liczbę prac domowych. Biblioteka pękała w szwach, a dormitoria zasypane były tonami pergaminów. No i ta pogoda, lało i wiało. Całe dnie i całe noce.
- Drodzy uczniowie, mam dla was przykrą wiadomość. Ze względu na niezbyt korzystne warunki pogodowe zmieniam termin pierwszego meczu Quidditcha na styczeń. - salę wypełniły pomruki niezadowolenia. - Mam nadzieję, że zrozumiecie moją decyzję, ale nie chcemy mieć tu mnóstwa wypadków. Nie przemęczajmy tak naszej pani Pomfrey.
- Jak wy wytrzymacie tyle czasu bez swoich mioteł, biedaki. - powiedziała Lily, mrugając przy tym dyskretnie do Dorcas.
- Czy ty się z nas śmiejesz, Ruda? -zapytał Syriusz przerywając smętne przeżuwanie zapiekanki. - Ty też? - przeniósł swój wzrok na Dor, która starała się powstrzymać śmiech.
- Oj, nie gniewaj się Syriuszku. My to mówimy z troski o was. Tu nie ma nic śmiesznego. - odpowiedziała z powagą Lily. - Co teraz mamy, Remus? - zmieniła temat.
- Jeszcze Zaklęcia i wolne... Uwielbiam czwartki. Tak mało lekcji.
- Czwartki są fajne, ale nigdy nie pobiją piątków. - rozmarzył się James, myśląc o zaplanowanej na ten dzień randce z Evans.
- Tak, a zwłaszcza te dwie godziny eliksirów ze Ślimakiem. - zaśmiał się Black.
- Źle się czuję, chyba pójdę po coś przeciwbólowego. - odezwała się nagle Liz i wstała od stołu.
- Pójdę z tobą. - zaproponowała Carmen i dołączyła do dziewczyny.
Kiedy wyszły z Wielkiej Sali i upewniły się, że nikt ich nie usłyszy, Elizabeth odetchnęła z ulgą. Obie przyjaciółki skierowały się o dziwo nie w stronę Skrzydła Szpitalnego, lecz wieży Gryffindoru. Od czasu przybycia panny Potter do Hogwartu zbliżyły się do siebie, znalazły wspólny język.
- Rozmawiałaś z nim? - zapytała Carmen siadając na kanapie w Pokoju Wspólnym.
- Z kim?
- Nie udawaj głupiej, Potter. Z Blackiem. - zirytowała się kuzynka Łapy. Widziała jak jej przyjaciółka przechodzi kłótnię z Syriuszem i cichą wojnę z Dorcas.
- Po co mam z nim rozmawiać?
- Uważaj bo cię zaraz zdzielę podręcznikiem do transmutacji. Nie wiem, o co się pokłóciliście, ale nie chcę żebyś chodziła cały czas taka struta.
- Nie ma o czym mówić. Drobna przyjacielska kłótnia.
- To się z nim pogódź. - zaproponowała Carmen, obserwując uważnie reakcje dziewczyny. Na twarzy Lizzie pojawił się dziwny grymas niezadowolenia. - Ha! Wiedziałam. - krzyknęła triumfalnym tonem.
- Co wiedziałaś? - zapytała Liz urażonym głosem.
- Przeszkadza ci ta cała sytuacja. Dobrze o tym wiesz.
Po skończonych Zaklęciach grupa przyjaciół porozsiadała się na swoich ulubionych miejscach w Pokoju Wspólnym. James zabrał się za pisanie wypracowania z Transmutacji, Lily studiowała podręcznik do Eliksirów. Remus, który wszystko już odrobił, przeglądał Proroka Codziennego, Ann pisała list do swojej siostry, która mieszkała we Francji, Peter ćwiczył zaklęcie, które na dzisiejszej lekcji nie szło mu za dobrze, a Syriusz i Dorcas szeptali coś do siebie na jednym z foteli. W pewnym momencie z klatki schodowej prowadzącej do dormitoriów dziewcząt wybiegła zdyszana Carmen, a za nią roześmiana Liz. Kuzynka Syriusza minęła Huncwotów i dziewczyny jak burza i wybiegła z Pokoju Wspólnego. Rozbawiona Lizzie dosiadła się do przyjaciół.
- A tamtej co się stało? - zdziwiła się Lily.
- Właśnie przed chwilą przypomniała sobie o randce. - odpowiedziała siostra Jamesa i usiadła na dywanie, czyli jedynym wolnym miejscu, opierając się o nogi brata.
- A ty młoda nie idziesz na żadną randkę? - zapytał James odrywając się na chwilę od pracy domowej.
- Nie tym razem. Postanowiłam coś zmienić w moim życiu.
- Co chcesz zmienić? Upodobania? - chłopak spojrzał znacząco na siostrę.
- Wiedziałam, że zrozumiesz. - Liz zmieniła pozycję tak, że siedziała na przeciwko brata i jego dziewczyny. - Lily słoneczko, robisz coś jutro wieczorem? - zapytała i puściła oko do Evans. Rudowłosa w odpowiedzi zaśmiała się i już miała odpowiedzieć, ale James przerwał jej.
- Ej ej, co to ma być? Znajdź sobie jakąś inną kandydatkę. - spojrzał wyzywająco na Lizzie. - Kto by pomyślał, że dziewczynę odbiję mi moja rodzona siostra.
- Dobra, dobra. Liluś potem o tym porozmawiamy.
- No ja mam nadzieję. Już się bałam, że James cię wystraszył i już ci się nie podobam. - Lily udała zrozpaczoną, co wywołało u grupy przyjaciół śmiech, a u Rogacza minę wyrażającą oburzenie.
Piątki były dość umiarkowanie lubianym przez gryfonów dniem. Powodem tego były dwie godziny eliksirów. Ciężkie kociołki, niezidentyfikowane płyny i mazie mieszczące się w fiolkach i wiecznie faworyzujący tych samych uczniów nauczyciel.
- Wszyscy zostajecie na święta w szkole? - zapytała Lily, kończąc swój eliksir Żywej Śmierci. Odpowiedziały jej zgodne kiwnięcia głowami.
- Ja niestety wyjeżdżam z rodzicami do Hiszpanii, Emily i Fábian zaprosili nas do siebie. - odpowiedziała Dorcas ze smutkiem w głosie.
- Pierwsze święta we czwórkę? - zapytała Evans, przypominając sobie, że siostrze Dor, Emily i jej mężowi Fábianowi urodziły się bliźniaki.
- Tak, Mily mówi, że to istne diabły, ponoć temperament odziedziczyły po teściowej. - zaśmiała się czarnowłosa wspominając swoje pierwsze spotkanie z matką szwagra. Kobieta skrytykowała chyba całą garderobę Dorcas i Emily, a po tym jak dziewczyny obdarzyły ją niemiłą odpowiedzią, przyszła pora na metody wychowawcze pani Meadowes.
- Czyli zostajemy wszyscy oprócz Dor. - stwierdził fakt Remus, smętnie mieszając w swoim kociołku. To były ich ostatnie święta w tym magicznym miejscu, ale niestety nie było dane spędzić ich w "pełnym składzie".
Miesiąc później
Pierwszy w tym roku śnieg prószył za oknem oznajmiając wszystkim, że już nadeszły święta. Wielka Sala, do której właśnie zmierzała grupa przyjaciół, niestety bez Dorcas, która tydzień wcześniej wyjechała z rodzicami do Hiszpanii, była cała udekorowana choinkami i świątecznymi ozdobami. W powietrzu czuć było zapach igliwia i pieczonych przez skrzatów pierników. Kiedy weszli do pomieszczenia od razu mieli stuprocentową pewność, że miejsce, w którym się znajdują aż kipi magią. Z sufitu, który przedstawiał nieco zachmurzone niebo padał śnieg. Jego płatki rozpływały się w powietrzu tuż nad kamienną posadzką. Lily rozejrzała się dookoła. W tym roku w Hogwarcie została zaskakująco dużo uczniów. Ponad połowa miejsc przy każdym stole była pozajmowana.
Huncwoci i ich towarzyszki zajęli swoje stałe miejsca i zaczęli zapełniać talerze przepysznym jedzeniem. Na stole można było znaleźć przeróżne przysmaki. Poczynając od wielosmakowych tortów i kończąc na zapiekance z łososia.
- Już jutro święta, nie mogę się doczekać. Śnieg, prezenty, choinki, tyle jedzenia. - rozmarzyła się Lily, przeżuwając kęs pieczeni.
- Kolędy, składanie sobie życzeń, siedzenie do późna. - dołączyła do rudowłosej Carmen. - A i może ktoś nagle dostanie świątecznej chęci przebaczania, albo wygada się przed kimś. W końcu gwiazdka to czas cudów. - ostatnie zdania wypowiedziała patrząc prosto w oczy Liz. Ta tylko w odpowiedzi zmarszczyła brwi i rozglądnęła się w obawie, czy nikt nie domyślił się, że chodzi o nią. Na jej nieszczęście James niestety zauważył na kogo patrzy czarnowłosa. Spojrzał na siostrę i uniósł jedną brew, pokazując, że żąda wyjaśnień. Elizabeth przewróciła swoimi ciemnymi oczami i zła wróciła do jedzenia.
- Wy się tak komunikować nauczyliście w domu? - zapytał Aaron, chłopak Carmen, który od jakiegoś czasu należał do ich "grupy". Przyjaciele spojrzeli na niego zdziwieni, nie wiedząc o czym mówi. - Zauważyłem, że James i Liz mają bardzo elastyczne brwi i potrafią się komunikować za ich pomocą. - wyjaśnił.
- To jest umiejętność, którą nabywasz rodząc się lub wstępując do rodu Potterów. - odpowiedział Rogacz, patrząc na siostrę, która powoli odzyskiwała dobry humor.
- No to w takim razie Ruda, ćwicz przed lustrem, bo jak nie będziesz w tym dobra to nie cię nie przyjmą. - zażartował Syriusz, a odpowiedzi usłyszał śmiech reszty i sarkastyczne "haha" Lily.
Reszta obiadu minęła im w miłej atmosferze. Co chwila ktoś raczył wszystkich komentarzem o życiu przyszłych państwa Potter. Z początku Lily irytowały docinki przyjaciół, ale później śmiała się razem z nimi. A może miała nadzieję, że to nie tylko ich nierealne wyobrażenia? A może nie tylko ona myślała o tej sprawie poważnie?
Wieczorem tego samego dnia przyjaciele, zaraz po kolacji porozchodzili się do swoich sypialni, w celu zapakowania prezentów lub po prostu pójścia spać. Nikt nie chciał być niewyspany na bożonarodzeniowej kolacji. W pokoju wspólnym została tylko Elizabeth czytająca książkę. Po jakimś czasie do pomieszczenia wszedł Syriusz pogwizdując pod nosem. Dziewczyna widząc zadowolenie i pewność siebie bijącą od chłopaka, zirytowana przewróciła oczami. Modliła się w duchu, aby chłopak nie wpadł na zajęcie miejsca obok niej. Nie miała ochoty ani na przeprowadzanie żadnej poważnej rozmowy, ani na udawani, że wszytko jest w porządku. Ale niestety nie był to szczęśliwy dzień dla Potterówny. Black podszedł do kanapy i zajął miejsce tuż obok niej, nie zwracając uwagi na żaden z pustych foteli stojących przy kominku. Dziewczyna ze zrezygnowaniem zatrzasnęła książkę i odłożyła ją na stolik stojący kawałek dalej. Nie miała innego wyjścia, widząc, że chłopak cały czas na nią patrzy. Nie potrafiła się skupić.
- Czego? - warknęła w jego stronę licząc, że to ostudzi nieco jego dobry humor.
- Ale spokojnie. Złość piękności szkodzi. - z jego twarzy nadal nie schodził głupkowaty uśmiech.
- Tylko mi nie mów, że ten twój idiotyczny uśmiech spowodowała jakaś naiwna laska. - widząc, że chłopak nie zaprzecza, otworzyła szeroko oczy. - Chciałabym ci przypomnieć, że twoja dziewczyna wyjechała niecały tydzień temu.
- Jaka tam z niej dziewczyna. Nawet mi o niej nie wspominaj. - wyraz twarzy Łapy zmienił się diametralnie. Z jego oczu biła złość.
- Widzę, że ta twoja nowa przyjaciółka nazywa się Ognista. Ognista Whiskey. - dziewczyna spojrzała na niego lekko rozbawiona, kiedy ten czknął. - Mów co się stało.
- Co się stało, co się stało... Dostałem dzisiaj list. Od niej. - Syriusz wyciągnął z kiszeni pomiętą kartkę i podał ją Liz. Dziewczynie zabrała się do czytania, z każdym wyrazem mocniej rozszerzały się oczy. Kiedy w końcu doszła do końca, wstała z kanapy i wrzuciła list do kominka. Black nie powstrzymał jej, tylko obserwował jak resztki papieru znikają w płomieniach.
- Nie rozumiem jak mogła poinformować cię o tym w liście. Powinna ci to powiedzieć po powrocie. - wyrzuciła z siebie dręczące ją myśli.
- Stchórzyła i tyle.
- Bała się.
- Nie broń jej, dobrze? Ta wasza kobieca solidarność.
- Wypraszam sobie. Ja nigdy nikogo nie zostawiłam, bo zakochałam się w jakimś opalonym Hiszpanie, ani nigdy nikogo nie zdradziłam. - na ostatnie słowa dziewczyna Syriusz spojrzał jej w oczy, które były pełne rozczarowania, nie było w nich tego blasku. Chwile milczeli, patrząc na siebie. Pierwszy odezwał się Łapa.
- Jak to mówią Mugole? Spotkała mnie...
- Karma. - dokończyła za niego czarnowłosa. Najpierw zdradził, a teraz został zdradzony. Zabawna sytuacja. Pomimo, że dziewczyna nieraz marzyła, aby go to spotkało, to teraz było jej go szkoda. W gruncie rzeczy nigdy nie widziała go w takim stanie. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni różdżkę, wyczarowała dwa kubki parującej herbaty i podała przyjacielowi jeden z nich. Przez całą noc siedzieli razem wpatrując się w ognień iskrzący w kominku. Co jakiś czas zamienili ze sobą parę słów, a wyglądało to mniej więcej tak:
- Jak ona mogła... - powiedział bardziej do siebie chłopak.
- Nie myśl o niej. To ci na pewno nie pomoże.
Potem znowu milczeli, popijając stygnący napój.
- Ciekawe jaki jest. Co on ma czego ja nie mam? - zapytał Black i spojrzał na siostrę Jamesa, oczekując odpowiedzi. Ta przyjrzała się byłemu chłopakowi. Spojrzała w jego piękne szare oczy, na ciemne, czarne włosy, nonszalancko opadające na czoło. Nie mogła zrozumieć decyzji Dorcas. Chociaż może to dobra sytuacja. Oczywiście nie dla Blacka, ale może teraz Elizabeth będzie miała szanse, aby się do niego zbliżyć.
- O nim tym bardziej nie myśl. - wydusiła i skarciła się w duchu za takie myśli. Nie po to starała się go znienawidzić, żeby teraz rzucać mu się w ramiona.
Pomilczeli tak do około czwartej nad ranem, gdy zmorzył ich sen.
Listopad zawsze był jednym z najmniej lubianych przez uczniów Hogwartu, miesiącem. Wszyscy już myśleli o nadchodzących świętach, ale nauczyciele jakby tego nie zauważali i zadawali im nieskończoną liczbę prac domowych. Biblioteka pękała w szwach, a dormitoria zasypane były tonami pergaminów. No i ta pogoda, lało i wiało. Całe dnie i całe noce.
- Drodzy uczniowie, mam dla was przykrą wiadomość. Ze względu na niezbyt korzystne warunki pogodowe zmieniam termin pierwszego meczu Quidditcha na styczeń. - salę wypełniły pomruki niezadowolenia. - Mam nadzieję, że zrozumiecie moją decyzję, ale nie chcemy mieć tu mnóstwa wypadków. Nie przemęczajmy tak naszej pani Pomfrey.
- Jak wy wytrzymacie tyle czasu bez swoich mioteł, biedaki. - powiedziała Lily, mrugając przy tym dyskretnie do Dorcas.
- Czy ty się z nas śmiejesz, Ruda? -zapytał Syriusz przerywając smętne przeżuwanie zapiekanki. - Ty też? - przeniósł swój wzrok na Dor, która starała się powstrzymać śmiech.
- Oj, nie gniewaj się Syriuszku. My to mówimy z troski o was. Tu nie ma nic śmiesznego. - odpowiedziała z powagą Lily. - Co teraz mamy, Remus? - zmieniła temat.
- Jeszcze Zaklęcia i wolne... Uwielbiam czwartki. Tak mało lekcji.
- Czwartki są fajne, ale nigdy nie pobiją piątków. - rozmarzył się James, myśląc o zaplanowanej na ten dzień randce z Evans.
- Tak, a zwłaszcza te dwie godziny eliksirów ze Ślimakiem. - zaśmiał się Black.
- Źle się czuję, chyba pójdę po coś przeciwbólowego. - odezwała się nagle Liz i wstała od stołu.
- Pójdę z tobą. - zaproponowała Carmen i dołączyła do dziewczyny.
Kiedy wyszły z Wielkiej Sali i upewniły się, że nikt ich nie usłyszy, Elizabeth odetchnęła z ulgą. Obie przyjaciółki skierowały się o dziwo nie w stronę Skrzydła Szpitalnego, lecz wieży Gryffindoru. Od czasu przybycia panny Potter do Hogwartu zbliżyły się do siebie, znalazły wspólny język.
- Rozmawiałaś z nim? - zapytała Carmen siadając na kanapie w Pokoju Wspólnym.
- Z kim?
- Nie udawaj głupiej, Potter. Z Blackiem. - zirytowała się kuzynka Łapy. Widziała jak jej przyjaciółka przechodzi kłótnię z Syriuszem i cichą wojnę z Dorcas.
- Po co mam z nim rozmawiać?
- Uważaj bo cię zaraz zdzielę podręcznikiem do transmutacji. Nie wiem, o co się pokłóciliście, ale nie chcę żebyś chodziła cały czas taka struta.
- Nie ma o czym mówić. Drobna przyjacielska kłótnia.
- To się z nim pogódź. - zaproponowała Carmen, obserwując uważnie reakcje dziewczyny. Na twarzy Lizzie pojawił się dziwny grymas niezadowolenia. - Ha! Wiedziałam. - krzyknęła triumfalnym tonem.
- Co wiedziałaś? - zapytała Liz urażonym głosem.
- Przeszkadza ci ta cała sytuacja. Dobrze o tym wiesz.
Po skończonych Zaklęciach grupa przyjaciół porozsiadała się na swoich ulubionych miejscach w Pokoju Wspólnym. James zabrał się za pisanie wypracowania z Transmutacji, Lily studiowała podręcznik do Eliksirów. Remus, który wszystko już odrobił, przeglądał Proroka Codziennego, Ann pisała list do swojej siostry, która mieszkała we Francji, Peter ćwiczył zaklęcie, które na dzisiejszej lekcji nie szło mu za dobrze, a Syriusz i Dorcas szeptali coś do siebie na jednym z foteli. W pewnym momencie z klatki schodowej prowadzącej do dormitoriów dziewcząt wybiegła zdyszana Carmen, a za nią roześmiana Liz. Kuzynka Syriusza minęła Huncwotów i dziewczyny jak burza i wybiegła z Pokoju Wspólnego. Rozbawiona Lizzie dosiadła się do przyjaciół.
- A tamtej co się stało? - zdziwiła się Lily.
- Właśnie przed chwilą przypomniała sobie o randce. - odpowiedziała siostra Jamesa i usiadła na dywanie, czyli jedynym wolnym miejscu, opierając się o nogi brata.
- A ty młoda nie idziesz na żadną randkę? - zapytał James odrywając się na chwilę od pracy domowej.
- Nie tym razem. Postanowiłam coś zmienić w moim życiu.
- Co chcesz zmienić? Upodobania? - chłopak spojrzał znacząco na siostrę.
- Wiedziałam, że zrozumiesz. - Liz zmieniła pozycję tak, że siedziała na przeciwko brata i jego dziewczyny. - Lily słoneczko, robisz coś jutro wieczorem? - zapytała i puściła oko do Evans. Rudowłosa w odpowiedzi zaśmiała się i już miała odpowiedzieć, ale James przerwał jej.
- Ej ej, co to ma być? Znajdź sobie jakąś inną kandydatkę. - spojrzał wyzywająco na Lizzie. - Kto by pomyślał, że dziewczynę odbiję mi moja rodzona siostra.
- Dobra, dobra. Liluś potem o tym porozmawiamy.
- No ja mam nadzieję. Już się bałam, że James cię wystraszył i już ci się nie podobam. - Lily udała zrozpaczoną, co wywołało u grupy przyjaciół śmiech, a u Rogacza minę wyrażającą oburzenie.
Piątki były dość umiarkowanie lubianym przez gryfonów dniem. Powodem tego były dwie godziny eliksirów. Ciężkie kociołki, niezidentyfikowane płyny i mazie mieszczące się w fiolkach i wiecznie faworyzujący tych samych uczniów nauczyciel.
- Wszyscy zostajecie na święta w szkole? - zapytała Lily, kończąc swój eliksir Żywej Śmierci. Odpowiedziały jej zgodne kiwnięcia głowami.
- Ja niestety wyjeżdżam z rodzicami do Hiszpanii, Emily i Fábian zaprosili nas do siebie. - odpowiedziała Dorcas ze smutkiem w głosie.
- Pierwsze święta we czwórkę? - zapytała Evans, przypominając sobie, że siostrze Dor, Emily i jej mężowi Fábianowi urodziły się bliźniaki.
- Tak, Mily mówi, że to istne diabły, ponoć temperament odziedziczyły po teściowej. - zaśmiała się czarnowłosa wspominając swoje pierwsze spotkanie z matką szwagra. Kobieta skrytykowała chyba całą garderobę Dorcas i Emily, a po tym jak dziewczyny obdarzyły ją niemiłą odpowiedzią, przyszła pora na metody wychowawcze pani Meadowes.
- Czyli zostajemy wszyscy oprócz Dor. - stwierdził fakt Remus, smętnie mieszając w swoim kociołku. To były ich ostatnie święta w tym magicznym miejscu, ale niestety nie było dane spędzić ich w "pełnym składzie".
Miesiąc później
Pierwszy w tym roku śnieg prószył za oknem oznajmiając wszystkim, że już nadeszły święta. Wielka Sala, do której właśnie zmierzała grupa przyjaciół, niestety bez Dorcas, która tydzień wcześniej wyjechała z rodzicami do Hiszpanii, była cała udekorowana choinkami i świątecznymi ozdobami. W powietrzu czuć było zapach igliwia i pieczonych przez skrzatów pierników. Kiedy weszli do pomieszczenia od razu mieli stuprocentową pewność, że miejsce, w którym się znajdują aż kipi magią. Z sufitu, który przedstawiał nieco zachmurzone niebo padał śnieg. Jego płatki rozpływały się w powietrzu tuż nad kamienną posadzką. Lily rozejrzała się dookoła. W tym roku w Hogwarcie została zaskakująco dużo uczniów. Ponad połowa miejsc przy każdym stole była pozajmowana.
Huncwoci i ich towarzyszki zajęli swoje stałe miejsca i zaczęli zapełniać talerze przepysznym jedzeniem. Na stole można było znaleźć przeróżne przysmaki. Poczynając od wielosmakowych tortów i kończąc na zapiekance z łososia.
- Już jutro święta, nie mogę się doczekać. Śnieg, prezenty, choinki, tyle jedzenia. - rozmarzyła się Lily, przeżuwając kęs pieczeni.
- Kolędy, składanie sobie życzeń, siedzenie do późna. - dołączyła do rudowłosej Carmen. - A i może ktoś nagle dostanie świątecznej chęci przebaczania, albo wygada się przed kimś. W końcu gwiazdka to czas cudów. - ostatnie zdania wypowiedziała patrząc prosto w oczy Liz. Ta tylko w odpowiedzi zmarszczyła brwi i rozglądnęła się w obawie, czy nikt nie domyślił się, że chodzi o nią. Na jej nieszczęście James niestety zauważył na kogo patrzy czarnowłosa. Spojrzał na siostrę i uniósł jedną brew, pokazując, że żąda wyjaśnień. Elizabeth przewróciła swoimi ciemnymi oczami i zła wróciła do jedzenia.
- Wy się tak komunikować nauczyliście w domu? - zapytał Aaron, chłopak Carmen, który od jakiegoś czasu należał do ich "grupy". Przyjaciele spojrzeli na niego zdziwieni, nie wiedząc o czym mówi. - Zauważyłem, że James i Liz mają bardzo elastyczne brwi i potrafią się komunikować za ich pomocą. - wyjaśnił.
- To jest umiejętność, którą nabywasz rodząc się lub wstępując do rodu Potterów. - odpowiedział Rogacz, patrząc na siostrę, która powoli odzyskiwała dobry humor.
- No to w takim razie Ruda, ćwicz przed lustrem, bo jak nie będziesz w tym dobra to nie cię nie przyjmą. - zażartował Syriusz, a odpowiedzi usłyszał śmiech reszty i sarkastyczne "haha" Lily.
Reszta obiadu minęła im w miłej atmosferze. Co chwila ktoś raczył wszystkich komentarzem o życiu przyszłych państwa Potter. Z początku Lily irytowały docinki przyjaciół, ale później śmiała się razem z nimi. A może miała nadzieję, że to nie tylko ich nierealne wyobrażenia? A może nie tylko ona myślała o tej sprawie poważnie?
Wieczorem tego samego dnia przyjaciele, zaraz po kolacji porozchodzili się do swoich sypialni, w celu zapakowania prezentów lub po prostu pójścia spać. Nikt nie chciał być niewyspany na bożonarodzeniowej kolacji. W pokoju wspólnym została tylko Elizabeth czytająca książkę. Po jakimś czasie do pomieszczenia wszedł Syriusz pogwizdując pod nosem. Dziewczyna widząc zadowolenie i pewność siebie bijącą od chłopaka, zirytowana przewróciła oczami. Modliła się w duchu, aby chłopak nie wpadł na zajęcie miejsca obok niej. Nie miała ochoty ani na przeprowadzanie żadnej poważnej rozmowy, ani na udawani, że wszytko jest w porządku. Ale niestety nie był to szczęśliwy dzień dla Potterówny. Black podszedł do kanapy i zajął miejsce tuż obok niej, nie zwracając uwagi na żaden z pustych foteli stojących przy kominku. Dziewczyna ze zrezygnowaniem zatrzasnęła książkę i odłożyła ją na stolik stojący kawałek dalej. Nie miała innego wyjścia, widząc, że chłopak cały czas na nią patrzy. Nie potrafiła się skupić.
- Czego? - warknęła w jego stronę licząc, że to ostudzi nieco jego dobry humor.
- Ale spokojnie. Złość piękności szkodzi. - z jego twarzy nadal nie schodził głupkowaty uśmiech.
- Tylko mi nie mów, że ten twój idiotyczny uśmiech spowodowała jakaś naiwna laska. - widząc, że chłopak nie zaprzecza, otworzyła szeroko oczy. - Chciałabym ci przypomnieć, że twoja dziewczyna wyjechała niecały tydzień temu.
- Jaka tam z niej dziewczyna. Nawet mi o niej nie wspominaj. - wyraz twarzy Łapy zmienił się diametralnie. Z jego oczu biła złość.
- Widzę, że ta twoja nowa przyjaciółka nazywa się Ognista. Ognista Whiskey. - dziewczyna spojrzała na niego lekko rozbawiona, kiedy ten czknął. - Mów co się stało.
- Co się stało, co się stało... Dostałem dzisiaj list. Od niej. - Syriusz wyciągnął z kiszeni pomiętą kartkę i podał ją Liz. Dziewczynie zabrała się do czytania, z każdym wyrazem mocniej rozszerzały się oczy. Kiedy w końcu doszła do końca, wstała z kanapy i wrzuciła list do kominka. Black nie powstrzymał jej, tylko obserwował jak resztki papieru znikają w płomieniach.
- Nie rozumiem jak mogła poinformować cię o tym w liście. Powinna ci to powiedzieć po powrocie. - wyrzuciła z siebie dręczące ją myśli.
- Stchórzyła i tyle.
- Bała się.
- Nie broń jej, dobrze? Ta wasza kobieca solidarność.
- Wypraszam sobie. Ja nigdy nikogo nie zostawiłam, bo zakochałam się w jakimś opalonym Hiszpanie, ani nigdy nikogo nie zdradziłam. - na ostatnie słowa dziewczyna Syriusz spojrzał jej w oczy, które były pełne rozczarowania, nie było w nich tego blasku. Chwile milczeli, patrząc na siebie. Pierwszy odezwał się Łapa.
- Jak to mówią Mugole? Spotkała mnie...
- Karma. - dokończyła za niego czarnowłosa. Najpierw zdradził, a teraz został zdradzony. Zabawna sytuacja. Pomimo, że dziewczyna nieraz marzyła, aby go to spotkało, to teraz było jej go szkoda. W gruncie rzeczy nigdy nie widziała go w takim stanie. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni różdżkę, wyczarowała dwa kubki parującej herbaty i podała przyjacielowi jeden z nich. Przez całą noc siedzieli razem wpatrując się w ognień iskrzący w kominku. Co jakiś czas zamienili ze sobą parę słów, a wyglądało to mniej więcej tak:
- Jak ona mogła... - powiedział bardziej do siebie chłopak.
- Nie myśl o niej. To ci na pewno nie pomoże.
Potem znowu milczeli, popijając stygnący napój.
- Ciekawe jaki jest. Co on ma czego ja nie mam? - zapytał Black i spojrzał na siostrę Jamesa, oczekując odpowiedzi. Ta przyjrzała się byłemu chłopakowi. Spojrzała w jego piękne szare oczy, na ciemne, czarne włosy, nonszalancko opadające na czoło. Nie mogła zrozumieć decyzji Dorcas. Chociaż może to dobra sytuacja. Oczywiście nie dla Blacka, ale może teraz Elizabeth będzie miała szanse, aby się do niego zbliżyć.
- O nim tym bardziej nie myśl. - wydusiła i skarciła się w duchu za takie myśli. Nie po to starała się go znienawidzić, żeby teraz rzucać mu się w ramiona.
Pomilczeli tak do około czwartej nad ranem, gdy zmorzył ich sen.
- Drodzy uczniowie, mam dla was przykrą wiadomość. Ze względu na niezbyt korzystne warunki pogodowe zmieniam termin pierwszego meczu Quidditcha na styczeń. - salę wypełniły pomruki niezadowolenia. - Mam nadzieję, że zrozumiecie moją decyzję, ale nie chcemy mieć tu mnóstwa wypadków. Nie przemęczajmy tak naszej pani Pomfrey.
- Jak wy wytrzymacie tyle czasu bez swoich mioteł, biedaki. - powiedziała Lily, mrugając przy tym dyskretnie do Dorcas.
- Czy ty się z nas śmiejesz, Ruda? -zapytał Syriusz przerywając smętne przeżuwanie zapiekanki. - Ty też? - przeniósł swój wzrok na Dor, która starała się powstrzymać śmiech.
- Oj, nie gniewaj się Syriuszku. My to mówimy z troski o was. Tu nie ma nic śmiesznego. - odpowiedziała z powagą Lily. - Co teraz mamy, Remus? - zmieniła temat.
- Jeszcze Zaklęcia i wolne... Uwielbiam czwartki. Tak mało lekcji.
- Czwartki są fajne, ale nigdy nie pobiją piątków. - rozmarzył się James, myśląc o zaplanowanej na ten dzień randce z Evans.
- Tak, a zwłaszcza te dwie godziny eliksirów ze Ślimakiem. - zaśmiał się Black.
- Źle się czuję, chyba pójdę po coś przeciwbólowego. - odezwała się nagle Liz i wstała od stołu.
- Pójdę z tobą. - zaproponowała Carmen i dołączyła do dziewczyny.
Kiedy wyszły z Wielkiej Sali i upewniły się, że nikt ich nie usłyszy, Elizabeth odetchnęła z ulgą. Obie przyjaciółki skierowały się o dziwo nie w stronę Skrzydła Szpitalnego, lecz wieży Gryffindoru. Od czasu przybycia panny Potter do Hogwartu zbliżyły się do siebie, znalazły wspólny język.
- Rozmawiałaś z nim? - zapytała Carmen siadając na kanapie w Pokoju Wspólnym.
- Z kim?
- Nie udawaj głupiej, Potter. Z Blackiem. - zirytowała się kuzynka Łapy. Widziała jak jej przyjaciółka przechodzi kłótnię z Syriuszem i cichą wojnę z Dorcas.
- Po co mam z nim rozmawiać?
- Uważaj bo cię zaraz zdzielę podręcznikiem do transmutacji. Nie wiem, o co się pokłóciliście, ale nie chcę żebyś chodziła cały czas taka struta.
- Nie ma o czym mówić. Drobna przyjacielska kłótnia.
- To się z nim pogódź. - zaproponowała Carmen, obserwując uważnie reakcje dziewczyny. Na twarzy Lizzie pojawił się dziwny grymas niezadowolenia. - Ha! Wiedziałam. - krzyknęła triumfalnym tonem.
- Co wiedziałaś? - zapytała Liz urażonym głosem.
- Przeszkadza ci ta cała sytuacja. Dobrze o tym wiesz.
Po skończonych Zaklęciach grupa przyjaciół porozsiadała się na swoich ulubionych miejscach w Pokoju Wspólnym. James zabrał się za pisanie wypracowania z Transmutacji, Lily studiowała podręcznik do Eliksirów. Remus, który wszystko już odrobił, przeglądał Proroka Codziennego, Ann pisała list do swojej siostry, która mieszkała we Francji, Peter ćwiczył zaklęcie, które na dzisiejszej lekcji nie szło mu za dobrze, a Syriusz i Dorcas szeptali coś do siebie na jednym z foteli. W pewnym momencie z klatki schodowej prowadzącej do dormitoriów dziewcząt wybiegła zdyszana Carmen, a za nią roześmiana Liz. Kuzynka Syriusza minęła Huncwotów i dziewczyny jak burza i wybiegła z Pokoju Wspólnego. Rozbawiona Lizzie dosiadła się do przyjaciół.
- A tamtej co się stało? - zdziwiła się Lily.
- Właśnie przed chwilą przypomniała sobie o randce. - odpowiedziała siostra Jamesa i usiadła na dywanie, czyli jedynym wolnym miejscu, opierając się o nogi brata.
- A ty młoda nie idziesz na żadną randkę? - zapytał James odrywając się na chwilę od pracy domowej.
- Nie tym razem. Postanowiłam coś zmienić w moim życiu.
- Co chcesz zmienić? Upodobania? - chłopak spojrzał znacząco na siostrę.
- Wiedziałam, że zrozumiesz. - Liz zmieniła pozycję tak, że siedziała na przeciwko brata i jego dziewczyny. - Lily słoneczko, robisz coś jutro wieczorem? - zapytała i puściła oko do Evans. Rudowłosa w odpowiedzi zaśmiała się i już miała odpowiedzieć, ale James przerwał jej.
- Ej ej, co to ma być? Znajdź sobie jakąś inną kandydatkę. - spojrzał wyzywająco na Lizzie. - Kto by pomyślał, że dziewczynę odbiję mi moja rodzona siostra.
- Dobra, dobra. Liluś potem o tym porozmawiamy.
- No ja mam nadzieję. Już się bałam, że James cię wystraszył i już ci się nie podobam. - Lily udała zrozpaczoną, co wywołało u grupy przyjaciół śmiech, a u Rogacza minę wyrażającą oburzenie.
Piątki były dość umiarkowanie lubianym przez gryfonów dniem. Powodem tego były dwie godziny eliksirów. Ciężkie kociołki, niezidentyfikowane płyny i mazie mieszczące się w fiolkach i wiecznie faworyzujący tych samych uczniów nauczyciel.
- Wszyscy zostajecie na święta w szkole? - zapytała Lily, kończąc swój eliksir Żywej Śmierci. Odpowiedziały jej zgodne kiwnięcia głowami.
- Ja niestety wyjeżdżam z rodzicami do Hiszpanii, Emily i Fábian zaprosili nas do siebie. - odpowiedziała Dorcas ze smutkiem w głosie.
- Pierwsze święta we czwórkę? - zapytała Evans, przypominając sobie, że siostrze Dor, Emily i jej mężowi Fábianowi urodziły się bliźniaki.
- Tak, Mily mówi, że to istne diabły, ponoć temperament odziedziczyły po teściowej. - zaśmiała się czarnowłosa wspominając swoje pierwsze spotkanie z matką szwagra. Kobieta skrytykowała chyba całą garderobę Dorcas i Emily, a po tym jak dziewczyny obdarzyły ją niemiłą odpowiedzią, przyszła pora na metody wychowawcze pani Meadowes.
- Czyli zostajemy wszyscy oprócz Dor. - stwierdził fakt Remus, smętnie mieszając w swoim kociołku. To były ich ostatnie święta w tym magicznym miejscu, ale niestety nie było dane spędzić ich w "pełnym składzie".
Miesiąc później
Pierwszy w tym roku śnieg prószył za oknem oznajmiając wszystkim, że już nadeszły święta. Wielka Sala, do której właśnie zmierzała grupa przyjaciół, niestety bez Dorcas, która tydzień wcześniej wyjechała z rodzicami do Hiszpanii, była cała udekorowana choinkami i świątecznymi ozdobami. W powietrzu czuć było zapach igliwia i pieczonych przez skrzatów pierników. Kiedy weszli do pomieszczenia od razu mieli stuprocentową pewność, że miejsce, w którym się znajdują aż kipi magią. Z sufitu, który przedstawiał nieco zachmurzone niebo padał śnieg. Jego płatki rozpływały się w powietrzu tuż nad kamienną posadzką. Lily rozejrzała się dookoła. W tym roku w Hogwarcie została zaskakująco dużo uczniów. Ponad połowa miejsc przy każdym stole była pozajmowana.
Huncwoci i ich towarzyszki zajęli swoje stałe miejsca i zaczęli zapełniać talerze przepysznym jedzeniem. Na stole można było znaleźć przeróżne przysmaki. Poczynając od wielosmakowych tortów i kończąc na zapiekance z łososia.
- Już jutro święta, nie mogę się doczekać. Śnieg, prezenty, choinki, tyle jedzenia. - rozmarzyła się Lily, przeżuwając kęs pieczeni.
- Kolędy, składanie sobie życzeń, siedzenie do późna. - dołączyła do rudowłosej Carmen. - A i może ktoś nagle dostanie świątecznej chęci przebaczania, albo wygada się przed kimś. W końcu gwiazdka to czas cudów. - ostatnie zdania wypowiedziała patrząc prosto w oczy Liz. Ta tylko w odpowiedzi zmarszczyła brwi i rozglądnęła się w obawie, czy nikt nie domyślił się, że chodzi o nią. Na jej nieszczęście James niestety zauważył na kogo patrzy czarnowłosa. Spojrzał na siostrę i uniósł jedną brew, pokazując, że żąda wyjaśnień. Elizabeth przewróciła swoimi ciemnymi oczami i zła wróciła do jedzenia.
- Wy się tak komunikować nauczyliście w domu? - zapytał Aaron, chłopak Carmen, który od jakiegoś czasu należał do ich "grupy". Przyjaciele spojrzeli na niego zdziwieni, nie wiedząc o czym mówi. - Zauważyłem, że James i Liz mają bardzo elastyczne brwi i potrafią się komunikować za ich pomocą. - wyjaśnił.
- To jest umiejętność, którą nabywasz rodząc się lub wstępując do rodu Potterów. - odpowiedział Rogacz, patrząc na siostrę, która powoli odzyskiwała dobry humor.
- No to w takim razie Ruda, ćwicz przed lustrem, bo jak nie będziesz w tym dobra to nie cię nie przyjmą. - zażartował Syriusz, a odpowiedzi usłyszał śmiech reszty i sarkastyczne "haha" Lily.
Reszta obiadu minęła im w miłej atmosferze. Co chwila ktoś raczył wszystkich komentarzem o życiu przyszłych państwa Potter. Z początku Lily irytowały docinki przyjaciół, ale później śmiała się razem z nimi. A może miała nadzieję, że to nie tylko ich nierealne wyobrażenia? A może nie tylko ona myślała o tej sprawie poważnie?
Wieczorem tego samego dnia przyjaciele, zaraz po kolacji porozchodzili się do swoich sypialni, w celu zapakowania prezentów lub po prostu pójścia spać. Nikt nie chciał być niewyspany na bożonarodzeniowej kolacji. W pokoju wspólnym została tylko Elizabeth czytająca książkę. Po jakimś czasie do pomieszczenia wszedł Syriusz pogwizdując pod nosem. Dziewczyna widząc zadowolenie i pewność siebie bijącą od chłopaka, zirytowana przewróciła oczami. Modliła się w duchu, aby chłopak nie wpadł na zajęcie miejsca obok niej. Nie miała ochoty ani na przeprowadzanie żadnej poważnej rozmowy, ani na udawani, że wszytko jest w porządku. Ale niestety nie był to szczęśliwy dzień dla Potterówny. Black podszedł do kanapy i zajął miejsce tuż obok niej, nie zwracając uwagi na żaden z pustych foteli stojących przy kominku. Dziewczyna ze zrezygnowaniem zatrzasnęła książkę i odłożyła ją na stolik stojący kawałek dalej. Nie miała innego wyjścia, widząc, że chłopak cały czas na nią patrzy. Nie potrafiła się skupić.
- Czego? - warknęła w jego stronę licząc, że to ostudzi nieco jego dobry humor.
- Ale spokojnie. Złość piękności szkodzi. - z jego twarzy nadal nie schodził głupkowaty uśmiech.
- Tylko mi nie mów, że ten twój idiotyczny uśmiech spowodowała jakaś naiwna laska. - widząc, że chłopak nie zaprzecza, otworzyła szeroko oczy. - Chciałabym ci przypomnieć, że twoja dziewczyna wyjechała niecały tydzień temu.
- Jaka tam z niej dziewczyna. Nawet mi o niej nie wspominaj. - wyraz twarzy Łapy zmienił się diametralnie. Z jego oczu biła złość.
- Widzę, że ta twoja nowa przyjaciółka nazywa się Ognista. Ognista Whiskey. - dziewczyna spojrzała na niego lekko rozbawiona, kiedy ten czknął. - Mów co się stało.
- Co się stało, co się stało... Dostałem dzisiaj list. Od niej. - Syriusz wyciągnął z kiszeni pomiętą kartkę i podał ją Liz. Dziewczynie zabrała się do czytania, z każdym wyrazem mocniej rozszerzały się oczy. Kiedy w końcu doszła do końca, wstała z kanapy i wrzuciła list do kominka. Black nie powstrzymał jej, tylko obserwował jak resztki papieru znikają w płomieniach.
- Nie rozumiem jak mogła poinformować cię o tym w liście. Powinna ci to powiedzieć po powrocie. - wyrzuciła z siebie dręczące ją myśli.
- Stchórzyła i tyle.
- Bała się.
- Nie broń jej, dobrze? Ta wasza kobieca solidarność.
- Wypraszam sobie. Ja nigdy nikogo nie zostawiłam, bo zakochałam się w jakimś opalonym Hiszpanie, ani nigdy nikogo nie zdradziłam. - na ostatnie słowa dziewczyna Syriusz spojrzał jej w oczy, które były pełne rozczarowania, nie było w nich tego blasku. Chwile milczeli, patrząc na siebie. Pierwszy odezwał się Łapa.
- Jak to mówią Mugole? Spotkała mnie...
- Karma. - dokończyła za niego czarnowłosa. Najpierw zdradził, a teraz został zdradzony. Zabawna sytuacja. Pomimo, że dziewczyna nieraz marzyła, aby go to spotkało, to teraz było jej go szkoda. W gruncie rzeczy nigdy nie widziała go w takim stanie. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni różdżkę, wyczarowała dwa kubki parującej herbaty i podała przyjacielowi jeden z nich. Przez całą noc siedzieli razem wpatrując się w ognień iskrzący w kominku. Co jakiś czas zamienili ze sobą parę słów, a wyglądało to mniej więcej tak:
- Jak ona mogła... - powiedział bardziej do siebie chłopak.
- Nie myśl o niej. To ci na pewno nie pomoże.
Potem znowu milczeli, popijając stygnący napój.
- Ciekawe jaki jest. Co on ma czego ja nie mam? - zapytał Black i spojrzał na siostrę Jamesa, oczekując odpowiedzi. Ta przyjrzała się byłemu chłopakowi. Spojrzała w jego piękne szare oczy, na ciemne, czarne włosy, nonszalancko opadające na czoło. Nie mogła zrozumieć decyzji Dorcas. Chociaż może to dobra sytuacja. Oczywiście nie dla Blacka, ale może teraz Elizabeth będzie miała szanse, aby się do niego zbliżyć.
- O nim tym bardziej nie myśl. - wydusiła i skarciła się w duchu za takie myśli. Nie po to starała się go znienawidzić, żeby teraz rzucać mu się w ramiona.
Pomilczeli tak do około czwartej nad ranem, gdy zmorzył ich sen.
Skończyłam! :D
OdpowiedzUsuńByło kilka błędów - gramatycznych i trochę z fabułą.
Tych pierwszych nie chce mi się wymieniać, ale te drugie podam. Chodzi o "bożonarodzeniową kolację", czyli Wigilię, tak?. W Angli, a przecież uczniowie Hogwaru to Anglicy, nie ma czegoś takiego ^^ Oni rozpakowują prezenty rano, 25 grudnia i mają takie uroczyste śniadanko :) a jeśli nie chodziło o Wigilię, to przepraszam :)
No, po Dorcas to się tego nie spodziewałam.... :o Ale założę się, że to napisał ktoś inny, tylko podajac się za Dor, na bo przecież... powiedziała, że go kocha, tak?!
A tej Liz to ja nie lubię, nie wiem czemu. Już tak miałam na początku, i tak zostanie do końca :D
Pozdrawiam
Panna Nikt
PS U mnie 16. rozdział! :) Zapraszam ;) http://www.druga-polowka-lily.blogspot.com/
Cóż, jeśli chodzi jeszcze o te święta w Hogwarcie (czy w ogóle w Angli) to może nie tylko śniadanie być uroczyst obiad też może - to zależy od tradycji w danej rodzinie ;) Piszę, żeby było już tak szczegółowo.
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał, zresztą jak zwykle. Trochę błędów gramatycznych, ale poza tym bardzo fajnie.
Pozdrawiam
Coco E.,(Dawniej Arya Chase)
Zapraszam do mnie: www.leuriel-historia.blogspot.com
Cześć :3
OdpowiedzUsuń"moja siostra chce mi odbić dziewczynę". Leżę i nie wstaję XD Nie no, leżałam cały czas, bo dopiero wstałam XD Fajny rozdział, widziałam tylko jeden błąd gramatyczny, ale co tam xd
Pozdrawiam c:
A mogłabyś mi powiedzieć gdzie znajduje się ten błąd? To poprawię ^.^
UsuńRozdział SUPER !!!
OdpowiedzUsuń(Ciekawe co będzie dalej... Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ten "Hiszpan" zerwie z Dor (o ile ona z nim jest) i gdy Dor wróci do Hogwartu, to zobaczy Syriusza z Liz).
Dużej weny życzę.
Rozdział świetny jak zawsze :-) Trochę się naczekałam, ale było warto tylko taka jedna maleńka, malutka drobnostka. Nie można wyczarować jedzenia i picia- tak było w 7 cz. HP, ale rozumiem, że się zdarza na potrzeby historii. U mnie też są błędy, a właśnie! U mnie też pojawił się rozdział więc zajrzyj jak byś chciała. Link już chyba znasz XD
OdpowiedzUsuńW każdym razie mam nadzieję, że rozdział już nie długo; -)
Zostałaś nominowana znowu do LBA! :) Inf. u mnie http://lily-james-i-ty.blogspot.com/ . :) A swoją drogą świetny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ginny. :)