Chyba pierwszy raz jest zadowolona z rozdziału. Komentujcie :D
Rozdział 8
"Bal"
Ze względu na zbliżający się bal emocje uczniów, zwłaszcza dziewcząt sięgały zenitu. Biegały one z sypialni do sypialni, pożyczając od siebie najróżniejsze rzeczy. Kiedy jedna zgubiła swoje srebrne kolczyki, inna przypominała sobie, że ma podobne, których akurat nie zakłada. Gdy płeć piękna była zaaferowana nadchodzącym wydarzeniem, ich partnerzy przyglądali się im ze zdumieniem. Na oko spokojne, ciche (może pomijając Dorcas),a teraz warczące na każdego kto przeszkodzi im w wybieraniu dodatków.
- Może w końcu opowiesz mi o Carmen? - zapytała Liz brata, kiedy siedział przy kominku wpatrując się w ogień. [dop.aut. ależ z niego spokojny chłopak]
- Nie ma o czym mówić. Pomogła mi, teraz się przyjaźnimy.
- Teraz już wszystko jest jasne, jak mogłam się tego nie domyślić. - zakpiła dziewczyna, patrząc złowrogo na brata.
- Pomogła mi wzbudzić zazdrość w wiesz kim.
- I co? Udało się?
- O to zapytaj się kogoś innego. - odpowiedział James rozbawiony ciekawością siostry.
- Nie sądzę żeby twoja rudowłosa ukochana powiedziałaby mi cokolwiek na ten temat, ta cała Dorcas też. - na myśl o czarnowłosej dziewczynie popsuł się humor.
- Co ty masz do Dorcas? - zapytał Potter spoglądając na siostrę z zaciekawieniem.
- Jakbyś zapomniał. Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi.
- Nadal ci nie przeszło. El, to było z rok temu. - chłopak spojrzał na nią z dezaprobatą.
- Przeszło mi już dawno temu, ale... - Liz już chciała odpowiedzieć bratu, lecz ten jej przerwał.
- Kocham cię siostra, ale nie chcę już o tym słuchać. Nadal nie pozbyłem się tego strasznego obrazu. - zamknął oczy i pokręcił głową. Dziewczyna w odpowiedzi tylko zaśmiała się i żartobliwie poczochrała bratu włosy. Cały czas zastanawiała się, kto może jej powiedzieć, co Lily myśli o Jamesie. Nagle ją olśniło. Kto mieszkał z Lily, słyszał jej rozmowy i coś o niej wiedział, a zarazem nie była to osoba, którą Evans uważała za przyjaciółkę? Carmen!
Następnego dnia El wstała w wyśmienitym humorze. Widząc, że jej współlokatorki jeszcze śpią, szybko zajęła łazienkę. Napełniła wannę gorącą wodą, dodała odrobinę pachnącego olejku, po czym zanurzyła się w pianie. Po wieczornej rozmowie z bratem, Liz poszła prosto do dormitorium, licząc, że spotka tam Carmen. Los się do niej uśmiechnął, gdyż współlokatorka leżała na łóżku czytając książkę. Wiedząc, że nie mogą rozmawiać przy reszcie dziewcząt, poprosiła pannę Black na rozmowę w cztery oczy. Siostra Jamesa powiedziała Carmen co ją dręczy, a ta opowiedziała jej wszystko co usłyszała od Lily. Opowiedziała jej o śnie rudowłosej, o dyskusji dziewczyny z Dor i Ann. Cała ta rozmowa poprawiła Elizabeth humor tak bardzo, że Ann chciała iść z nią do pani Pomfrey, aby ta sprawdziła, czy dziewczyna nie dostała aby jakiegoś odrętwienia twarzy. Kto normalny się tak uśmiecha?
Po pół godzinie kąpieli Elizabeth wyszła z już chłodnej wody, owinęła się ręcznikiem i wróciła do sypialni. O dziwo jej współlokatorki nadal smacznie spały.
- Wstawać, wstawać! Pierwsze eliksiry. Chyba nie chcecie się spóźnić, co? - odpowiedziały jej tylko ciche pomruki wydobywające się spod kołder. - No wstawać! - krzyknęła najgłośniej jak potrafiła. Dziewczyny zareagowały tak jak przypuszczała Liz, z zawrotną prędkością wyskoczyły z łóżek i wszystkie naraz rzuciły się do łazienki.
Profesor Slughorn był tęgiej budowy, blondwłosym mężczyzną. Był jednym z najbardziej lubianych nauczycieli.
- Dzisiaj na lekcji zajmiemy się znanym wam dobrze eliksirem, amortencją. Kto wie do czego służy?
Jako pierwsza w górę wystrzeliła ręka Lily. - Tak, Lily?
- Jest to najsilniejszy eliksir miłosny na świecie. Nie wzbudza prawdziwej miłości, powoduje jedynie silne zadurzenie albo obsesję.
- Brawo! 10 punktów dla Gryffindoru.
Reszta lekcji upłynęła nadzwyczajnie spokojnie. Pod koniec zajęć profesor poprosił wszystkich o przelanie swoich eliksirów do fiolek.
- Dobrze, teraz wybiorę trzech uczniów, a oni powiedzą mi jakie zapachy czują. - ściągnął z biurka wykonany przez siebie wywar i postawił go na jednej z ławek. - Dobrze... Proszę o podejście pannę Evans, naszą nową uczennicę, pannę Potter i może... pana Pottera. - kilka osób parsknęło śmiechem, a ktoś z tyłu krzyknął: "Rodzinka w komplecie". - Proszę o ciszę. - zawołał nauczyciel.
Jako pierwsza do eliksiru podeszłą Lily.
- Co panienka czuje?
- Czuję... morze, wosk... do... mioteł - wydukała dziewczyna.
- I? - zapytał z ciekawością Slughorn.
- I...eee róże.
- Bardzo dobrze Lily, Teraz pan Potter.
- Ja czuję las, zapach pergaminu i perfumy.
- Jakie Perfumy pan czuje, panie Potter? - profesor nie krył już ciekawości.
- No damskie, ładne. A jakie niby? - zirytował się James. Może miał jeszcze podać nazwę i cenę? Oczywiście, że czuł perfumy Lily, te które dała jej na święta Dorcas.
- Dobrze, dobrze. Teraz panna Elizabeth.
Dziewczyna podeszła do kociołka i poczuła znajomy zapach. Ze smutkiem spuściła wzrok.
- Jakie zapachy czujesz?
- Też czuję wosk do polerowania mioteł, jak Lily, męskie perfumy i fiołki.
- Jakie perfumy?
- Pan żartuje? No... ładne. - zdenerwowała się dziewczyna i wróciła do swojej ławki.
- Dobrze, bardzo dobrze. Dzisiaj nic wam nie zadaję. Możecie iść, miłego dnia.
Następną lekcją była transmutacja, na której nie działo się nic ciekawego. No, może pomijając szlaban, który McGonagall wlepiła Peterowi za przypadkowe podpalenie włosów jednej z Krukonek.
Następne było zielarstwo. Jedna z Gryfonek potknęła się o sadzonkę i trafiła do skrzydła szpitalnego. Jednym słowem dzień pełen wrażeń.
- I jak dziewczyny, sukienki wybrane? - zapytał Syriusz, przełykając swoją porcję gulaszu.
- Nie. - warknęła w jego stronę Dorcas, przerywając na chwilę przeglądanie katalogu z sukniami.
- Syriusz nie narażaj się. - zaśmiał się pod nosem James ostrzegając przyjaciela.
Elizabeth właśnie zajadała się drugą porcją sałatki ziemniaczanej, gdy na miejscu obok niej usiadł blondwłosy Krukon. Emanował niezwykłą pewnością siebie.
- Cześć złotko. Jaki masz znak zodiaku? - wśród grupki przyjaciół zapanowała cisza. Każdy z nich mocno powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. Gryfonka spojrzała na niego z rozbawieniem,
- Zakaz wjazdu, "złotko". Odejdź. - dziewczyna machnęła niedbale ręką, a zrozpaczony chłopak wrócił na swoje miejsce.
- Co ty taka oschła? Biedny się załamał. - zaśmiała się Lily.
- Bardzo dobrze. Odechce mu się takich banalnych podrywów. No jak można być tak głupim. - odpowiedziała Liz i jeszcze raz spojrzała rozbawiona w stronę stołu Ravenclaw'u. W odpowiedzi wszyscy przyjaciele wybuchnęli głośnym śmiechem. Wszyscy oprócz James.
- A wam o co chodzi? - zdziwiła się dziewczyna.
- Czy ty w ogóle znasz swojego brata? - zapytała Ann przez łzy. Śmiali się jeszcze przez parę minut, aż Remus zapytał,
- A z kim wy w ogóle idziecie na bal? To znaczy, mam na myśli Lily, Liz i Carmen.
- Ja idę z moim chłopakiem, którego dzisiaj poznacie. - uśmiechnęła się pogodnie Carmen na myśl o ukochanym.
- Ja idę z Rayan'em, wiecie tym ścigającym Krukonów. - odpowiedziała Lily, ukradkiem spoglądając na Jamesa, który jak gdyby nigdy nic pochłaniał kolejnego dyniowego pasztecika.
- A ja z jakimś Markiem, Gryfonem. - odpowiedziała siostra Rogacza.
***
Dzień balu był dla większości dziewcząt bardzo długo wyczekiwanym dniem. Na prośbę grupki szóstoklasistek, które specjalnie poszły do dyrektora, w ten dzień odwołano lekcje. Do balu zostały niecałe trzy godziny, więc Lily i jej współlokatorki zaczęły przygotowania. Po dwóch, jak to mówiły niezwykle krótkich, godzinach wszystkie były już ubrane, wymalowane i gotowe do zabawy. Lily miała na sobie ciemnozieloną suknię, jej dekolt zdobiła śliczna koronka. Włosy pofalowała, tak, że kaskady rudych włosów spadały jej na ramiona. Dorcas wybrała piękną, złotą suknię. Gorset cały obszyty był błyszczącymi cekinami. Swoje długie ciemne włosy spięła w niedbałego koga, z którego na twarz spadały jej pojedyncze kosmyki.
- Widziała któraś moje czarne szpilki? - zawołała zdenerwowana dziewczyna.
- Wczoraj chowałaś je pod łóżkiem. Specjalnie, żeby nie zapomnieć gdzie są. - odpowiedziała jej rozbawiona Ann, która wyglądała zachwycająco w błękitnej sukni i eleganckim koku.
Podczas, gdy Dor rozmawiała z blondynką, z łazienki wyszła Carmen. Miała na sobie suknię szytą specjalnie na zamówienie. Gorset był czarny, zakończony wymyślnym dekoltem. Od pasa w dół była ona fioletowo-liliowa. Dziewczyna spięła swoje włosy tak, że sięgały jej one lekko za uszy. Ostatnia z dziewcząt, najmniej zaaferowana całym wydarzeniem, Elizabeth stała spokojnie przed lustrem, plotąc z włosów długi warkocz. Idealnie pasował on do jasno różowej sukni przysłanej jej przez mamę.
- To co? Idziemy? - zawołała Lily, patrząc na każdą ze współlokatorek po kolei.
Piątka dziewcząt zeszła po schodach prowadzących do głównego holu. Tam czekali już ich partnerzy. Rayan i Mark powitali i skomplementowali swoje partnerki, po czym szybko zabrali je do Wielkiej Sali, zgromieni groźnym wzrokiem Jamesa. Jak mógł tolerować partnera swojej kochanej siostrzyczki oraz chłopaka, z którym spędzić wieczór miała jego ukochana Lily. Remus i Syriusz, gdy ujrzeli swoje dziewczyny oniemieli z wrażenia. Kiedy natomiast odzyskali już umiejętność mówienia, pochwalili wygląd wybranek i poprowadzili je do Wielkiej Sali. Parą Jamesa była Amy, Krukonka z siódmego roku. Była ona miłą i serdeczną osóbką.
- W sumie to te wasze bale nie są takie złe. - zagadnęła Lizzie siadając do stołu. Cała grupa odpoczywała po godzinie tańczenia. Nagle uczniowie usłyszeli donośny głos dyrektora.
- Teraz nasz wspaniały zespół zagra coś wolniejszego, ale żeby było ciekawiej, niech każdy z panów poprosi do tańca panią, która nie jest jego dzisiejszą para.
James uśmiechnął się pod nosem. Kiedy zespół stroił swoje instrumenty odwrócił się do Lily i wyciągnął w jej stronę swoją dłoń. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, ujęła dłoń chłopaka i razem ruszyli na parkiet. Tam stali już gotowi do tańca Remus z Carmen, Ann z Peterem i Aaron - chłopak kuzynki Syriusza wraz z Amy. W tym samym czasie do Dorcas i Syriusza podszedł wysoki Puchon z szóstego roku. Poprosił Dor do tańca, a kiedy dostał pozwolenie od Blacka skierował się wraz z nią na środek sali. Przy stole zostali Syriusz i Liz. Spojrzeli na siebie i jednocześnie parsknęli śmiechem.
- To co, zatańczymy? - zapytał chłopak i uśmiechnął się łobuzersko.
Zespół zaczął grać, a pary tańczyć. Powolna melodia piosenki dodawał sytuacji, w której znajdowali się Lily i James niezwykłego uroku.
- A więc Lily, co u ciebie? - zapytał James, nie wiedząc jak zacząć rozmowę. Dziewczyna zaśmiała się cicho.
- U mnie nic nowego, James. A jak Amy?
- Amy?
- Dziewczyna, z którą przyszedłeś na bal. - wyjaśniła chłopakowi rozbawiona Evans.
- A, Amy chyba dobrze. Nie mam pojęcia. - zakłopotał się Potter. - Muszę ci coś powiedzieć. Lily, ja...
- Wiem. - przerwała i posłała mu czuły uśmiech. Wiedziała, wiedziała od dawna i nareszcie ona czuła to samo. Chwilę jeszcze wpatrywali się w swoje twarze, gdy James złożył na jej ustach delikatny, długo wyczekiwany pocałunek.
W tym samym czasie
Syriusz i Elizabeth poruszali się w powolnym rytmie piosenki. Atmosfera panująca wokół nich sprzyjała miłemu spędzeniu czasu, ale oboje czuli ten dziwny dzielący ich dystans. Chłopak postanowił przerwać tę krępującą ciszę.
- Więc, El. Jak ci się podoba szkoła?
- Szkoła fajna, nauczyciele też. No i w końcu mam tutaj oko na mojego braciszka. - uśmiechnęła się Liz. Chłopak odwzajemnił go, ale jedna sprawa już od jakiegoś czasu nie dawała mu spokoju.
- Słuchaj mam nadzieje, że nie masz mi nadal tamtego za złe. Nie chciałem żeby tak wyszło. Cały czas czuję, że to przeze mnie tak szybko wyjechałaś.
- Nie ma o czym mówić. Było minęło. Ale z tym wyjazdem masz rację, to z twojego powodu wyjechałam.
- Przepraszam. - skruszył się Black.
- Nie masz za co. A pro po, co u tej... jak jej było? Sandra?
- Sarah. Nie wiem, co u niej.
- Och. Czyli mam rozumieć, że jestem jedyną dziewczyną, z którą utrzymujesz kontakt, spośród twoich "łóżkowych znajomych"? - głos dziewczyny przepełniony był wrogością.
- Czyli jednak ci nie przeszło.
- Jak miało mi przejść. Zobaczyłam cię z inną w dwuznacznej sytuacji, na dodatek kiedy byliśmy razem. - odpowiedziała Liz, patrząc na chłopaka z nieskrywaną niechęcią. W jej oczach krył się także widoczny dla niego żal. Pamiętał dobrze tamtą sytuację. Było to w jego szesnaste urodziny. Dyrektor w tamtym roku przedłużył im przerwę świąteczną, którą spędzał u Jamesa. Wymknęli się wieczorem do baru i wypili kilka szklaneczek Ognistej Whiskey. Nawet się nie obejrzał, a leżał w łóżku z jaką obcą dziewczyną. Wtedy do pokoju weszła siostra Jamesa, wołając Blacka na śniadanie. Czuł się winny, dziewczyna naprawdę mu się podobała, lubił ją, no i była siostrą jego najlepszego kumpla. Dodatkowo niedorzeczne było to, że Potter zastał w identycznej sytuacji El i Łapę tydzień wcześniej.*
- Przepraszam. - powtórzył smętnie chłopak.
- Wiesz, co... Pieprz się Black. - krzyknęła mu Liz prosto w twarz i wybiegła z Wielkiej Sali. Chłopak patrzył jak jego była dziewczyna opuszcza pomieszczenie, ale nie wiedział czy pobiec za nią, czy wrócić do Dorcas. I tak wiedział już, że nazajutrz czego go seria pytań ze strony Meadowes, która była świadkiem całej sytuacji.
Sukienka Lily
Sukienka Dorcas
Ann w sukience
Carmen w sukience
Sukienka Elizabeth
Amy :)
Elizabeth
Lily i James
* Chciałam żebyście zobaczyli jaki naprawdę jest Syriusz, że nie zawsze jest on taki uroczy. Przecież Black to wielki kobieciarz :D
Chyba pierwszy raz jest zadowolona z rozdziału. Komentujcie :D
Rozdział 8
Ze względu na zbliżający się bal emocje uczniów, zwłaszcza dziewcząt sięgały zenitu. Biegały one z sypialni do sypialni, pożyczając od siebie najróżniejsze rzeczy. Kiedy jedna zgubiła swoje srebrne kolczyki, inna przypominała sobie, że ma podobne, których akurat nie zakłada. Gdy płeć piękna była zaaferowana nadchodzącym wydarzeniem, ich partnerzy przyglądali się im ze zdumieniem. Na oko spokojne, ciche (może pomijając Dorcas),a teraz warczące na każdego kto przeszkodzi im w wybieraniu dodatków.
- Może w końcu opowiesz mi o Carmen? - zapytała Liz brata, kiedy siedział przy kominku wpatrując się w ogień. [dop.aut. ależ z niego spokojny chłopak]
- Nie ma o czym mówić. Pomogła mi, teraz się przyjaźnimy.
- Teraz już wszystko jest jasne, jak mogłam się tego nie domyślić. - zakpiła dziewczyna, patrząc złowrogo na brata.
- Pomogła mi wzbudzić zazdrość w wiesz kim.
- I co? Udało się?
- O to zapytaj się kogoś innego. - odpowiedział James rozbawiony ciekawością siostry.
- Nie sądzę żeby twoja rudowłosa ukochana powiedziałaby mi cokolwiek na ten temat, ta cała Dorcas też. - na myśl o czarnowłosej dziewczynie popsuł się humor.
- Co ty masz do Dorcas? - zapytał Potter spoglądając na siostrę z zaciekawieniem.
- Jakbyś zapomniał. Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi.
- Nadal ci nie przeszło. El, to było z rok temu. - chłopak spojrzał na nią z dezaprobatą.
- Przeszło mi już dawno temu, ale... - Liz już chciała odpowiedzieć bratu, lecz ten jej przerwał.
- Kocham cię siostra, ale nie chcę już o tym słuchać. Nadal nie pozbyłem się tego strasznego obrazu. - zamknął oczy i pokręcił głową. Dziewczyna w odpowiedzi tylko zaśmiała się i żartobliwie poczochrała bratu włosy. Cały czas zastanawiała się, kto może jej powiedzieć, co Lily myśli o Jamesie. Nagle ją olśniło. Kto mieszkał z Lily, słyszał jej rozmowy i coś o niej wiedział, a zarazem nie była to osoba, którą Evans uważała za przyjaciółkę? Carmen!
Następnego dnia El wstała w wyśmienitym humorze. Widząc, że jej współlokatorki jeszcze śpią, szybko zajęła łazienkę. Napełniła wannę gorącą wodą, dodała odrobinę pachnącego olejku, po czym zanurzyła się w pianie. Po wieczornej rozmowie z bratem, Liz poszła prosto do dormitorium, licząc, że spotka tam Carmen. Los się do niej uśmiechnął, gdyż współlokatorka leżała na łóżku czytając książkę. Wiedząc, że nie mogą rozmawiać przy reszcie dziewcząt, poprosiła pannę Black na rozmowę w cztery oczy. Siostra Jamesa powiedziała Carmen co ją dręczy, a ta opowiedziała jej wszystko co usłyszała od Lily. Opowiedziała jej o śnie rudowłosej, o dyskusji dziewczyny z Dor i Ann. Cała ta rozmowa poprawiła Elizabeth humor tak bardzo, że Ann chciała iść z nią do pani Pomfrey, aby ta sprawdziła, czy dziewczyna nie dostała aby jakiegoś odrętwienia twarzy. Kto normalny się tak uśmiecha?
Po pół godzinie kąpieli Elizabeth wyszła z już chłodnej wody, owinęła się ręcznikiem i wróciła do sypialni. O dziwo jej współlokatorki nadal smacznie spały.
- Wstawać, wstawać! Pierwsze eliksiry. Chyba nie chcecie się spóźnić, co? - odpowiedziały jej tylko ciche pomruki wydobywające się spod kołder. - No wstawać! - krzyknęła najgłośniej jak potrafiła. Dziewczyny zareagowały tak jak przypuszczała Liz, z zawrotną prędkością wyskoczyły z łóżek i wszystkie naraz rzuciły się do łazienki.
Profesor Slughorn był tęgiej budowy, blondwłosym mężczyzną. Był jednym z najbardziej lubianych nauczycieli.
- Dzisiaj na lekcji zajmiemy się znanym wam dobrze eliksirem, amortencją. Kto wie do czego służy?
Jako pierwsza w górę wystrzeliła ręka Lily. - Tak, Lily?
- Jest to najsilniejszy eliksir miłosny na świecie. Nie wzbudza prawdziwej miłości, powoduje jedynie silne zadurzenie albo obsesję.
- Brawo! 10 punktów dla Gryffindoru.
Reszta lekcji upłynęła nadzwyczajnie spokojnie. Pod koniec zajęć profesor poprosił wszystkich o przelanie swoich eliksirów do fiolek.
- Dobrze, teraz wybiorę trzech uczniów, a oni powiedzą mi jakie zapachy czują. - ściągnął z biurka wykonany przez siebie wywar i postawił go na jednej z ławek. - Dobrze... Proszę o podejście pannę Evans, naszą nową uczennicę, pannę Potter i może... pana Pottera. - kilka osób parsknęło śmiechem, a ktoś z tyłu krzyknął: "Rodzinka w komplecie". - Proszę o ciszę. - zawołał nauczyciel.
Jako pierwsza do eliksiru podeszłą Lily.
- Co panienka czuje?
- Czuję... morze, wosk... do... mioteł - wydukała dziewczyna.
- I? - zapytał z ciekawością Slughorn.
- I...eee róże.
- Bardzo dobrze Lily, Teraz pan Potter.
- Ja czuję las, zapach pergaminu i perfumy.
- Jakie Perfumy pan czuje, panie Potter? - profesor nie krył już ciekawości.
- No damskie, ładne. A jakie niby? - zirytował się James. Może miał jeszcze podać nazwę i cenę? Oczywiście, że czuł perfumy Lily, te które dała jej na święta Dorcas.
- Dobrze, dobrze. Teraz panna Elizabeth.
Dziewczyna podeszła do kociołka i poczuła znajomy zapach. Ze smutkiem spuściła wzrok.
- Jakie zapachy czujesz?
- Też czuję wosk do polerowania mioteł, jak Lily, męskie perfumy i fiołki.
- Jakie perfumy?
- Pan żartuje? No... ładne. - zdenerwowała się dziewczyna i wróciła do swojej ławki.
- Dobrze, bardzo dobrze. Dzisiaj nic wam nie zadaję. Możecie iść, miłego dnia.
Następną lekcją była transmutacja, na której nie działo się nic ciekawego. No, może pomijając szlaban, który McGonagall wlepiła Peterowi za przypadkowe podpalenie włosów jednej z Krukonek.
Następne było zielarstwo. Jedna z Gryfonek potknęła się o sadzonkę i trafiła do skrzydła szpitalnego. Jednym słowem dzień pełen wrażeń.
- I jak dziewczyny, sukienki wybrane? - zapytał Syriusz, przełykając swoją porcję gulaszu.
- Nie. - warknęła w jego stronę Dorcas, przerywając na chwilę przeglądanie katalogu z sukniami.
- Syriusz nie narażaj się. - zaśmiał się pod nosem James ostrzegając przyjaciela.
Elizabeth właśnie zajadała się drugą porcją sałatki ziemniaczanej, gdy na miejscu obok niej usiadł blondwłosy Krukon. Emanował niezwykłą pewnością siebie.
- Cześć złotko. Jaki masz znak zodiaku? - wśród grupki przyjaciół zapanowała cisza. Każdy z nich mocno powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. Gryfonka spojrzała na niego z rozbawieniem,
- Zakaz wjazdu, "złotko". Odejdź. - dziewczyna machnęła niedbale ręką, a zrozpaczony chłopak wrócił na swoje miejsce.
- Co ty taka oschła? Biedny się załamał. - zaśmiała się Lily.
- Bardzo dobrze. Odechce mu się takich banalnych podrywów. No jak można być tak głupim. - odpowiedziała Liz i jeszcze raz spojrzała rozbawiona w stronę stołu Ravenclaw'u. W odpowiedzi wszyscy przyjaciele wybuchnęli głośnym śmiechem. Wszyscy oprócz James.
- A wam o co chodzi? - zdziwiła się dziewczyna.
- Czy ty w ogóle znasz swojego brata? - zapytała Ann przez łzy. Śmiali się jeszcze przez parę minut, aż Remus zapytał,
- A z kim wy w ogóle idziecie na bal? To znaczy, mam na myśli Lily, Liz i Carmen.
- Ja idę z moim chłopakiem, którego dzisiaj poznacie. - uśmiechnęła się pogodnie Carmen na myśl o ukochanym.
- Ja idę z Rayan'em, wiecie tym ścigającym Krukonów. - odpowiedziała Lily, ukradkiem spoglądając na Jamesa, który jak gdyby nigdy nic pochłaniał kolejnego dyniowego pasztecika.
- A ja z jakimś Markiem, Gryfonem. - odpowiedziała siostra Rogacza.
***
- Może w końcu opowiesz mi o Carmen? - zapytała Liz brata, kiedy siedział przy kominku wpatrując się w ogień. [dop.aut. ależ z niego spokojny chłopak]
- Nie ma o czym mówić. Pomogła mi, teraz się przyjaźnimy.
- Teraz już wszystko jest jasne, jak mogłam się tego nie domyślić. - zakpiła dziewczyna, patrząc złowrogo na brata.
- Pomogła mi wzbudzić zazdrość w wiesz kim.
- I co? Udało się?
- O to zapytaj się kogoś innego. - odpowiedział James rozbawiony ciekawością siostry.
- Nie sądzę żeby twoja rudowłosa ukochana powiedziałaby mi cokolwiek na ten temat, ta cała Dorcas też. - na myśl o czarnowłosej dziewczynie popsuł się humor.
- Co ty masz do Dorcas? - zapytał Potter spoglądając na siostrę z zaciekawieniem.
- Jakbyś zapomniał. Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi.
- Nadal ci nie przeszło. El, to było z rok temu. - chłopak spojrzał na nią z dezaprobatą.
- Przeszło mi już dawno temu, ale... - Liz już chciała odpowiedzieć bratu, lecz ten jej przerwał.
- Kocham cię siostra, ale nie chcę już o tym słuchać. Nadal nie pozbyłem się tego strasznego obrazu. - zamknął oczy i pokręcił głową. Dziewczyna w odpowiedzi tylko zaśmiała się i żartobliwie poczochrała bratu włosy. Cały czas zastanawiała się, kto może jej powiedzieć, co Lily myśli o Jamesie. Nagle ją olśniło. Kto mieszkał z Lily, słyszał jej rozmowy i coś o niej wiedział, a zarazem nie była to osoba, którą Evans uważała za przyjaciółkę? Carmen!
Następnego dnia El wstała w wyśmienitym humorze. Widząc, że jej współlokatorki jeszcze śpią, szybko zajęła łazienkę. Napełniła wannę gorącą wodą, dodała odrobinę pachnącego olejku, po czym zanurzyła się w pianie. Po wieczornej rozmowie z bratem, Liz poszła prosto do dormitorium, licząc, że spotka tam Carmen. Los się do niej uśmiechnął, gdyż współlokatorka leżała na łóżku czytając książkę. Wiedząc, że nie mogą rozmawiać przy reszcie dziewcząt, poprosiła pannę Black na rozmowę w cztery oczy. Siostra Jamesa powiedziała Carmen co ją dręczy, a ta opowiedziała jej wszystko co usłyszała od Lily. Opowiedziała jej o śnie rudowłosej, o dyskusji dziewczyny z Dor i Ann. Cała ta rozmowa poprawiła Elizabeth humor tak bardzo, że Ann chciała iść z nią do pani Pomfrey, aby ta sprawdziła, czy dziewczyna nie dostała aby jakiegoś odrętwienia twarzy. Kto normalny się tak uśmiecha?
Po pół godzinie kąpieli Elizabeth wyszła z już chłodnej wody, owinęła się ręcznikiem i wróciła do sypialni. O dziwo jej współlokatorki nadal smacznie spały.
- Wstawać, wstawać! Pierwsze eliksiry. Chyba nie chcecie się spóźnić, co? - odpowiedziały jej tylko ciche pomruki wydobywające się spod kołder. - No wstawać! - krzyknęła najgłośniej jak potrafiła. Dziewczyny zareagowały tak jak przypuszczała Liz, z zawrotną prędkością wyskoczyły z łóżek i wszystkie naraz rzuciły się do łazienki.
Profesor Slughorn był tęgiej budowy, blondwłosym mężczyzną. Był jednym z najbardziej lubianych nauczycieli.
- Dzisiaj na lekcji zajmiemy się znanym wam dobrze eliksirem, amortencją. Kto wie do czego służy?
Jako pierwsza w górę wystrzeliła ręka Lily. - Tak, Lily?
- Jest to najsilniejszy eliksir miłosny na świecie. Nie wzbudza prawdziwej miłości, powoduje jedynie silne zadurzenie albo obsesję.
- Brawo! 10 punktów dla Gryffindoru.
Reszta lekcji upłynęła nadzwyczajnie spokojnie. Pod koniec zajęć profesor poprosił wszystkich o przelanie swoich eliksirów do fiolek.
- Dobrze, teraz wybiorę trzech uczniów, a oni powiedzą mi jakie zapachy czują. - ściągnął z biurka wykonany przez siebie wywar i postawił go na jednej z ławek. - Dobrze... Proszę o podejście pannę Evans, naszą nową uczennicę, pannę Potter i może... pana Pottera. - kilka osób parsknęło śmiechem, a ktoś z tyłu krzyknął: "Rodzinka w komplecie". - Proszę o ciszę. - zawołał nauczyciel.
Jako pierwsza do eliksiru podeszłą Lily.
- Co panienka czuje?
- Czuję... morze, wosk... do... mioteł - wydukała dziewczyna.
- I? - zapytał z ciekawością Slughorn.
- I...eee róże.
- Bardzo dobrze Lily, Teraz pan Potter.
- Ja czuję las, zapach pergaminu i perfumy.
- Jakie Perfumy pan czuje, panie Potter? - profesor nie krył już ciekawości.
- No damskie, ładne. A jakie niby? - zirytował się James. Może miał jeszcze podać nazwę i cenę? Oczywiście, że czuł perfumy Lily, te które dała jej na święta Dorcas.
- Dobrze, dobrze. Teraz panna Elizabeth.
Dziewczyna podeszła do kociołka i poczuła znajomy zapach. Ze smutkiem spuściła wzrok.
- Jakie zapachy czujesz?
- Też czuję wosk do polerowania mioteł, jak Lily, męskie perfumy i fiołki.
- Jakie perfumy?
- Pan żartuje? No... ładne. - zdenerwowała się dziewczyna i wróciła do swojej ławki.
- Dobrze, bardzo dobrze. Dzisiaj nic wam nie zadaję. Możecie iść, miłego dnia.
Następną lekcją była transmutacja, na której nie działo się nic ciekawego. No, może pomijając szlaban, który McGonagall wlepiła Peterowi za przypadkowe podpalenie włosów jednej z Krukonek.
Następne było zielarstwo. Jedna z Gryfonek potknęła się o sadzonkę i trafiła do skrzydła szpitalnego. Jednym słowem dzień pełen wrażeń.
- I jak dziewczyny, sukienki wybrane? - zapytał Syriusz, przełykając swoją porcję gulaszu.
- Nie. - warknęła w jego stronę Dorcas, przerywając na chwilę przeglądanie katalogu z sukniami.
- Syriusz nie narażaj się. - zaśmiał się pod nosem James ostrzegając przyjaciela.
Elizabeth właśnie zajadała się drugą porcją sałatki ziemniaczanej, gdy na miejscu obok niej usiadł blondwłosy Krukon. Emanował niezwykłą pewnością siebie.
- Cześć złotko. Jaki masz znak zodiaku? - wśród grupki przyjaciół zapanowała cisza. Każdy z nich mocno powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. Gryfonka spojrzała na niego z rozbawieniem,
- Zakaz wjazdu, "złotko". Odejdź. - dziewczyna machnęła niedbale ręką, a zrozpaczony chłopak wrócił na swoje miejsce.
- Co ty taka oschła? Biedny się załamał. - zaśmiała się Lily.
- Bardzo dobrze. Odechce mu się takich banalnych podrywów. No jak można być tak głupim. - odpowiedziała Liz i jeszcze raz spojrzała rozbawiona w stronę stołu Ravenclaw'u. W odpowiedzi wszyscy przyjaciele wybuchnęli głośnym śmiechem. Wszyscy oprócz James.
- A wam o co chodzi? - zdziwiła się dziewczyna.
- Czy ty w ogóle znasz swojego brata? - zapytała Ann przez łzy. Śmiali się jeszcze przez parę minut, aż Remus zapytał,
- A z kim wy w ogóle idziecie na bal? To znaczy, mam na myśli Lily, Liz i Carmen.
- Ja idę z moim chłopakiem, którego dzisiaj poznacie. - uśmiechnęła się pogodnie Carmen na myśl o ukochanym.
- Ja idę z Rayan'em, wiecie tym ścigającym Krukonów. - odpowiedziała Lily, ukradkiem spoglądając na Jamesa, który jak gdyby nigdy nic pochłaniał kolejnego dyniowego pasztecika.
- A ja z jakimś Markiem, Gryfonem. - odpowiedziała siostra Rogacza.
***
Dzień balu był dla większości dziewcząt bardzo długo wyczekiwanym dniem. Na prośbę grupki szóstoklasistek, które specjalnie poszły do dyrektora, w ten dzień odwołano lekcje. Do balu zostały niecałe trzy godziny, więc Lily i jej współlokatorki zaczęły przygotowania. Po dwóch, jak to mówiły niezwykle krótkich, godzinach wszystkie były już ubrane, wymalowane i gotowe do zabawy. Lily miała na sobie ciemnozieloną suknię, jej dekolt zdobiła śliczna koronka. Włosy pofalowała, tak, że kaskady rudych włosów spadały jej na ramiona. Dorcas wybrała piękną, złotą suknię. Gorset cały obszyty był błyszczącymi cekinami. Swoje długie ciemne włosy spięła w niedbałego koga, z którego na twarz spadały jej pojedyncze kosmyki.
- Widziała któraś moje czarne szpilki? - zawołała zdenerwowana dziewczyna.
- Wczoraj chowałaś je pod łóżkiem. Specjalnie, żeby nie zapomnieć gdzie są. - odpowiedziała jej rozbawiona Ann, która wyglądała zachwycająco w błękitnej sukni i eleganckim koku.
Podczas, gdy Dor rozmawiała z blondynką, z łazienki wyszła Carmen. Miała na sobie suknię szytą specjalnie na zamówienie. Gorset był czarny, zakończony wymyślnym dekoltem. Od pasa w dół była ona fioletowo-liliowa. Dziewczyna spięła swoje włosy tak, że sięgały jej one lekko za uszy. Ostatnia z dziewcząt, najmniej zaaferowana całym wydarzeniem, Elizabeth stała spokojnie przed lustrem, plotąc z włosów długi warkocz. Idealnie pasował on do jasno różowej sukni przysłanej jej przez mamę.
- To co? Idziemy? - zawołała Lily, patrząc na każdą ze współlokatorek po kolei.
Piątka dziewcząt zeszła po schodach prowadzących do głównego holu. Tam czekali już ich partnerzy. Rayan i Mark powitali i skomplementowali swoje partnerki, po czym szybko zabrali je do Wielkiej Sali, zgromieni groźnym wzrokiem Jamesa. Jak mógł tolerować partnera swojej kochanej siostrzyczki oraz chłopaka, z którym spędzić wieczór miała jego ukochana Lily. Remus i Syriusz, gdy ujrzeli swoje dziewczyny oniemieli z wrażenia. Kiedy natomiast odzyskali już umiejętność mówienia, pochwalili wygląd wybranek i poprowadzili je do Wielkiej Sali. Parą Jamesa była Amy, Krukonka z siódmego roku. Była ona miłą i serdeczną osóbką.
- W sumie to te wasze bale nie są takie złe. - zagadnęła Lizzie siadając do stołu. Cała grupa odpoczywała po godzinie tańczenia. Nagle uczniowie usłyszeli donośny głos dyrektora.
- Teraz nasz wspaniały zespół zagra coś wolniejszego, ale żeby było ciekawiej, niech każdy z panów poprosi do tańca panią, która nie jest jego dzisiejszą para.
James uśmiechnął się pod nosem. Kiedy zespół stroił swoje instrumenty odwrócił się do Lily i wyciągnął w jej stronę swoją dłoń. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, ujęła dłoń chłopaka i razem ruszyli na parkiet. Tam stali już gotowi do tańca Remus z Carmen, Ann z Peterem i Aaron - chłopak kuzynki Syriusza wraz z Amy. W tym samym czasie do Dorcas i Syriusza podszedł wysoki Puchon z szóstego roku. Poprosił Dor do tańca, a kiedy dostał pozwolenie od Blacka skierował się wraz z nią na środek sali. Przy stole zostali Syriusz i Liz. Spojrzeli na siebie i jednocześnie parsknęli śmiechem.
- To co, zatańczymy? - zapytał chłopak i uśmiechnął się łobuzersko.
Zespół zaczął grać, a pary tańczyć. Powolna melodia piosenki dodawał sytuacji, w której znajdowali się Lily i James niezwykłego uroku.
- A więc Lily, co u ciebie? - zapytał James, nie wiedząc jak zacząć rozmowę. Dziewczyna zaśmiała się cicho.
- U mnie nic nowego, James. A jak Amy?
- Amy?
- Dziewczyna, z którą przyszedłeś na bal. - wyjaśniła chłopakowi rozbawiona Evans.
- A, Amy chyba dobrze. Nie mam pojęcia. - zakłopotał się Potter. - Muszę ci coś powiedzieć. Lily, ja...
- Wiem. - przerwała i posłała mu czuły uśmiech. Wiedziała, wiedziała od dawna i nareszcie ona czuła to samo. Chwilę jeszcze wpatrywali się w swoje twarze, gdy James złożył na jej ustach delikatny, długo wyczekiwany pocałunek.
- Widziała któraś moje czarne szpilki? - zawołała zdenerwowana dziewczyna.
- Wczoraj chowałaś je pod łóżkiem. Specjalnie, żeby nie zapomnieć gdzie są. - odpowiedziała jej rozbawiona Ann, która wyglądała zachwycająco w błękitnej sukni i eleganckim koku.
Podczas, gdy Dor rozmawiała z blondynką, z łazienki wyszła Carmen. Miała na sobie suknię szytą specjalnie na zamówienie. Gorset był czarny, zakończony wymyślnym dekoltem. Od pasa w dół była ona fioletowo-liliowa. Dziewczyna spięła swoje włosy tak, że sięgały jej one lekko za uszy. Ostatnia z dziewcząt, najmniej zaaferowana całym wydarzeniem, Elizabeth stała spokojnie przed lustrem, plotąc z włosów długi warkocz. Idealnie pasował on do jasno różowej sukni przysłanej jej przez mamę.
- To co? Idziemy? - zawołała Lily, patrząc na każdą ze współlokatorek po kolei.
Piątka dziewcząt zeszła po schodach prowadzących do głównego holu. Tam czekali już ich partnerzy. Rayan i Mark powitali i skomplementowali swoje partnerki, po czym szybko zabrali je do Wielkiej Sali, zgromieni groźnym wzrokiem Jamesa. Jak mógł tolerować partnera swojej kochanej siostrzyczki oraz chłopaka, z którym spędzić wieczór miała jego ukochana Lily. Remus i Syriusz, gdy ujrzeli swoje dziewczyny oniemieli z wrażenia. Kiedy natomiast odzyskali już umiejętność mówienia, pochwalili wygląd wybranek i poprowadzili je do Wielkiej Sali. Parą Jamesa była Amy, Krukonka z siódmego roku. Była ona miłą i serdeczną osóbką.
- W sumie to te wasze bale nie są takie złe. - zagadnęła Lizzie siadając do stołu. Cała grupa odpoczywała po godzinie tańczenia. Nagle uczniowie usłyszeli donośny głos dyrektora.
- Teraz nasz wspaniały zespół zagra coś wolniejszego, ale żeby było ciekawiej, niech każdy z panów poprosi do tańca panią, która nie jest jego dzisiejszą para.
James uśmiechnął się pod nosem. Kiedy zespół stroił swoje instrumenty odwrócił się do Lily i wyciągnął w jej stronę swoją dłoń. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, ujęła dłoń chłopaka i razem ruszyli na parkiet. Tam stali już gotowi do tańca Remus z Carmen, Ann z Peterem i Aaron - chłopak kuzynki Syriusza wraz z Amy. W tym samym czasie do Dorcas i Syriusza podszedł wysoki Puchon z szóstego roku. Poprosił Dor do tańca, a kiedy dostał pozwolenie od Blacka skierował się wraz z nią na środek sali. Przy stole zostali Syriusz i Liz. Spojrzeli na siebie i jednocześnie parsknęli śmiechem.
- To co, zatańczymy? - zapytał chłopak i uśmiechnął się łobuzersko.
Zespół zaczął grać, a pary tańczyć. Powolna melodia piosenki dodawał sytuacji, w której znajdowali się Lily i James niezwykłego uroku.
- A więc Lily, co u ciebie? - zapytał James, nie wiedząc jak zacząć rozmowę. Dziewczyna zaśmiała się cicho.
- U mnie nic nowego, James. A jak Amy?
- Amy?
- Dziewczyna, z którą przyszedłeś na bal. - wyjaśniła chłopakowi rozbawiona Evans.
- A, Amy chyba dobrze. Nie mam pojęcia. - zakłopotał się Potter. - Muszę ci coś powiedzieć. Lily, ja...
- Wiem. - przerwała i posłała mu czuły uśmiech. Wiedziała, wiedziała od dawna i nareszcie ona czuła to samo. Chwilę jeszcze wpatrywali się w swoje twarze, gdy James złożył na jej ustach delikatny, długo wyczekiwany pocałunek.
W tym samym czasie
Syriusz i Elizabeth poruszali się w powolnym rytmie piosenki. Atmosfera panująca wokół nich sprzyjała miłemu spędzeniu czasu, ale oboje czuli ten dziwny dzielący ich dystans. Chłopak postanowił przerwać tę krępującą ciszę.
- Więc, El. Jak ci się podoba szkoła?
- Szkoła fajna, nauczyciele też. No i w końcu mam tutaj oko na mojego braciszka. - uśmiechnęła się Liz. Chłopak odwzajemnił go, ale jedna sprawa już od jakiegoś czasu nie dawała mu spokoju.
- Słuchaj mam nadzieje, że nie masz mi nadal tamtego za złe. Nie chciałem żeby tak wyszło. Cały czas czuję, że to przeze mnie tak szybko wyjechałaś.
- Nie ma o czym mówić. Było minęło. Ale z tym wyjazdem masz rację, to z twojego powodu wyjechałam.
- Przepraszam. - skruszył się Black.
- Nie masz za co. A pro po, co u tej... jak jej było? Sandra?
- Sarah. Nie wiem, co u niej.
- Och. Czyli mam rozumieć, że jestem jedyną dziewczyną, z którą utrzymujesz kontakt, spośród twoich "łóżkowych znajomych"? - głos dziewczyny przepełniony był wrogością.
- Czyli jednak ci nie przeszło.
- Jak miało mi przejść. Zobaczyłam cię z inną w dwuznacznej sytuacji, na dodatek kiedy byliśmy razem. - odpowiedziała Liz, patrząc na chłopaka z nieskrywaną niechęcią. W jej oczach krył się także widoczny dla niego żal. Pamiętał dobrze tamtą sytuację. Było to w jego szesnaste urodziny. Dyrektor w tamtym roku przedłużył im przerwę świąteczną, którą spędzał u Jamesa. Wymknęli się wieczorem do baru i wypili kilka szklaneczek Ognistej Whiskey. Nawet się nie obejrzał, a leżał w łóżku z jaką obcą dziewczyną. Wtedy do pokoju weszła siostra Jamesa, wołając Blacka na śniadanie. Czuł się winny, dziewczyna naprawdę mu się podobała, lubił ją, no i była siostrą jego najlepszego kumpla. Dodatkowo niedorzeczne było to, że Potter zastał w identycznej sytuacji El i Łapę tydzień wcześniej.*
- Przepraszam. - powtórzył smętnie chłopak.
- Wiesz, co... Pieprz się Black. - krzyknęła mu Liz prosto w twarz i wybiegła z Wielkiej Sali. Chłopak patrzył jak jego była dziewczyna opuszcza pomieszczenie, ale nie wiedział czy pobiec za nią, czy wrócić do Dorcas. I tak wiedział już, że nazajutrz czego go seria pytań ze strony Meadowes, która była świadkiem całej sytuacji.
Sukienka Lily
Sukienka Dorcas
Ann w sukience
Carmen w sukience
Sukienka Elizabeth
Amy :)
Elizabeth
Lily i James
* Chciałam żebyście zobaczyli jaki naprawdę jest Syriusz, że nie zawsze jest on taki uroczy. Przecież Black to wielki kobieciarz :D
Ha pierwsza! Rozdział świetny! Z resztą jak zawsze. :) Żebyś ty widziała moją reakcję jak James pocałował Lily. :P Zachowywałam się małe dziecko, zaczęłam krzyczeć, tańczyć, śpiewać. :P A co do Blacka to według mnie powinien pobiec za Liz i z nią pogadać. :c Biedna Liz. :c
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ginny. :)
Ojojoj :3
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - rozdział długi, aż do Ciebie niepodobne XD
Po drugie - znalazłam błąd. Brak kreseczki przy ,,ę".
Po trzecie - Syriusz (tak, wiem, pamiętam) mnie rozczarował : (
Po czwarte - mam nadzieję, że L & J się na stałe ten tego. No.
( ͡° ͜ʖ ͡°)
Pozdrawiam gorąco.
Syriusz rymuje się z Dariusz. Albo Mariusz.
UsuńTo była moja złota myśl na dziś.
Usuńyey wreszcie rozdzial :D
OdpowiedzUsuńjest super i Jilly <333
Rozdział super, czekam na następny! :D Ślę pozdrówki! :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Czekam na następny!
OdpowiedzUsuńP.S. Syriusz mnie bardzo rozczarował... Powinien przynajmniej pobiec za Liz...
Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko, wszyściutko! Włącznie z ogłoszeniami^^
OdpowiedzUsuńBlog megaaaaaaaaa, zazdroszczę talentu:) Dla mnie możesz pisać i jako Lily i jako narrator, jedno i drugie wychodzi Ci genialnie!
Co się robi z klamką? Gdzieś zadałaś takie pytanie.
Według mnie się ją naciska, aleeeeeeeee można też ciągnąć lub pchać ( wraz z drzwiami) ale to już dla hardcorów! Nie wolno tego robić samemu w domu, bez nadzoru rodziców :P
Coś czuję, że związek, który przetrwał miesiąc niedługo się zakończy, a szkoda, bo bardzoo lubię Dor i Syriusza. Chyba, że El znów wyjedzie! Bo wyjedzie, prawda?
Uwielbiam superekstratajemniczaagentkedozadanspecjalnych-Carmen, od razu coś czułam, że to spisek i, że to taka przykrywka żeby zmobilizować Lily do uczuć a ten pomysł z zerwaniem i śladem na policzku. Hi hi hi aż mi się mordka cieszyła!
Ach ten skromy Syriusz, bal na cześć Huncwotów :D
Nie wierzę, że ojciec Jamesa jest dwustrzałowcem :D Rąbnął bliźniaki! Nie polubiłam tej siostry Rogacza, ale może to się zmienić wraz z nowymi faktami, przecież do niektórych trzeba się przekonać:)
Już chciałam się zapisać z Twoimi bohaterami do Hogwartu, co notka to sobota i weekend:) Taka szkoła to zajebista, ale popsułaś wszystko, bo jednak pojawiła się lekcja u Slughorna:(
A tak poważnie to brakowało mi lekcji, jakkolwiek głupio to zabrzmiało:) I ten zapach wosku do miotły^^
Dobrze, że Syriusz nie pobiegł za Potterówną, jest z Dor powinien jej pilnować. Przecież przeprosił, w dodatku nie są już razem.
James i Lily się pocałowali! Ołlłł je Ołłłłłł je Ołłłłłłłłł jejejejejej! Uch aaa Uch aaa tańcuje zgrabna pupa!! ( SZAŁ NA WIDOWNI- dziewczyny piszczą, jedna zemdlała z wrażenia, faceci rzucają bokserkami w stronę autorki)
Najlepszy moment, szkoda tylko, że nie dała mu się powywnętrzniać:) Lubię jak on jest taki słodki!
Będę zaglądać!
To się porobiło! :D
OdpowiedzUsuńFajnie ten bal opisałaś i stroje dziewczyn :) Ogólnie czytało się przyjemnie i szybko ;)
Widzę poprawę w twoim stylu pisania, naprawdę. Tak trzymaj!
No i ten pocałunek Lily i Jima *-*
Ach, ten niedobry Syriusz.... :( Trochę mi go szkoda, choć jest winny. Ale co ja poradzę... :D
Pozdrawiam
Panna Nikt
{http://www.druga-polowka-lily.blogspot.com/}
Bardzo przyjemny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że bardziej nie rozwinęłaś sytuacji Lily i Jamesa, bo była urocza !
Lilka.