Autor: Anna M. Waldorf
Uwaga! Uwaga!
Datę urodzin Syriusza zmieniłam z listopada na styczeń. No cóż, tak mi było wygodniej
:’D
Jeszcze trzy sprawy:
1. Czy bardzo przeszkadzałyby wam małe odstąpienia od kanonu, albo realiów lat, w których żyli nasi bohaterowie?
2. Mielibyście coś przeciwko delikatnemu (tak naprawdę to mocnemu) zepsuciu niektórych bohaterów, albo powiedzmy "pokazaniu swojej prawdziwej natury"? (ale to jeszcze nie w tym rozdziale)
3. Najważniejsza! Chciałam napisać wam o tym, iż mam nadzieję, że naprawdę polubicie Liz. Jest to moja ulubiona bohaterka (tak, jak Syriusz). Wiąże z nią wiele planów na blogu. Z Syriuszem w sumie też. Chociaż z Lily i Jamesem też XD
P.S. Napiszcie mi odpowiedzi na powyższe pytania z komentarzach, z góry dziękuję.
P.S.2 W sumie to punkt trzeci nie jest pytaniem. O nie.
P.S. Napiszcie mi odpowiedzi na powyższe pytania z komentarzach, z góry dziękuję.
P.S.2 W sumie to punkt trzeci nie jest pytaniem. O nie.
Dziękuję za uwagę, miłego czytania! :)
Rozdział 16
"Szlaban w szpilkach"
"Szlaban w szpilkach"
Lily, ubrana w gruby wełniany sweter siedziała na
parapecie i obserwowała spacerujących po błoniach uczniów. Jedni z wypiekami na
twarzach lepili bałwany, a inni rzucali w siebie śnieżkami biegając wokoło.
Zbliżała się już pora kolacji, ale uczniowie jakby nie zdając sobie z tego
sprawy, nie ruszali się z ośnieżonych błoni. Lily przeniosła swój wzrok na
niebo i zapatrzyła się w ogromny księżyc, do pełni brakowało jedynie paru dni.
Nagle dziewczynę olśniło. Gwałtownie zeskoczyła z posłania i wybiegła z
dormitorium. Kosmyki rudych włosów spadały na jej twarz kiedy biegła pustymi
korytarzami. Dziewczyna nie wiedziała jak skontaktować się z tym, którego
szukała. Oczywiście mogłaby pójść do jego Pokoju Wspólnego, ale przecież nie
znała hasła. W końcu w jej głowie zaświtało jedyne możliwe rozwiązanie. Po
krótkim (ale jakże męczącym) biegu stała już w sowiarni i kończyła pisanie
listu. Teraz tylko wystarczyło odczekać, aż adresat go przeczyta i mieć
nadzieje, że przyjdzie się z nią spotkać.
Godzinę później zdenerwowana
czekała w pustej klasie od eliksirów. Nagle usłyszała dźwięk otwieranych drzwi.
Tajemnicza postać zbliżyła się i spojrzała na dziewczynę nieco zszokowana.
- Lily…?
- Potrzebuję twojej pomocy.
- Niby dlaczego miałbym ci
pomóc? – na twarz chłopaka wkradł się kpiący uśmiech.
- Nie sądzisz, że jesteś mi
to winny, Severusie? – Snape spojrzał na Lily. Od dwóch lat męczyły go wyrzuty
sumienia. Na początku próbował ją przepraszać za to co stało się w piątej
klasie, ale w końcu zdał sobie sprawę z tego, że ich przyjaźni nie da się już
naprawić.
- W czym miałbym ci pomóc?
- W eliksirach.
- Słucham? Przecież jesteś
świetna z eliksirów.
- Musisz pomóc mi w uwarzeniu
wywaru tojadowego. Sama nie dam rady tego zrobić. Dobrze wiesz, jakie to
trudne.
- Ale Lily, przecież to
prawie niewykonalne. Nie sądzę żebyśmy dali radę. Poza tym, to chyba nie dla
ciebie? – Severusa spojrzał podejrzliwie na dziewczynę.
- Nie, to dla… - Lily nie
była pewna, czy może zaufać byłemu przyjacielowi i powierzyć mu sekret Remusa.
- Lupina. – dokończył za nią,
a jej zdziwione spojrzenie zbył machnięciem ręki. Chłopak westchnął zrezygnowany.
Lily i Severus wspólnie
zdecydowali, że pracę nad eliksirem zaczną już tego samego dnia. Wiedzieli, że zajmie im to dobre parę dni. Około północy Lily zaczęła zastanawiać się, czy aby nie szukają
jej przyjaciółki albo czy co gorsza Huncwoci nie zobaczyli jej nazwiska na
mapie.
- Zastanawia mnie dlaczego od
razu nie wydałeś Remusa dyrektorowi albo komuś innemu.
- Naprawdę
bardzo cieszy mnie to, że masz o mnie tak złą opinię, ale uwierz mi, to nie
moim zadaniem jest robienie z życia innych piekła. – Lily wyczuła w wypowiedzi
Snape’a nutkę goryczy. Wiedziała o czym mówi.
-
Przepraszam. – powiedziała ledwie słyszalnie nad bulgoczącym kociołkiem.
-
To nie ty powinnaś mnie przepraszać. To moje zadanie i cały czas mam nadzieję,
że kiedyś mi wybaczysz.
-
Już wybaczyłam. – uśmiechnęli się do siebie i po chwili powrócili do warzenia
eliksiru. W okolicach drugiej w nocy Lily cała w skowronkach, niosąca w torbie
kilkanaście próbnych fiolek eliksiru, zmierzała w stronę wieży Gryffindoru. Wiedziała,
że ani woźny Filch, ani jego kotka nie mogła jej nic zrobić. W dłoni ściskała
coś w rodzaju zwolnienia od dyrektora, w którego gabinecie siedziała chwilę
temu razem z Severusem. Dumbledore był wyjątkowo dumny, jak i zarazem
wzruszony. Razem z wyrwanym ze snu profesorem Slughornem sprawdzili próbkę eliksiru i
stwierdzili, że będzie on w stu procentach prawidłowy. Teraz pozostało jedynie poczekać, a potem dostarczyć go Remusowi.
Następnego dnia ledwo żywa Lily w
ślimaczym tempie pochłaniała swoją porcję jajecznicy. Śniadanie dopiero co
pojawiło się na stołach, więc razem z nią w WS było może z dziesięć osób. Kiedy skończyła posiłek wstała od stołu i
ruszyła ku drzwiom. Jednak w połowie drogi usłyszała, jak ktoś po cichu
wypowiada jej imię.
- Widzisz
jaka jest zrozpaczona? Wygląda jakby nie spała od tygodnia. – szepnęła do
swojej towarzyszki nieznajoma Lily dziewczyna. – Nie wierzę, że nie słyszałaś o
ich zerwaniu. Cała szkoła o tym gada. – to co usłyszała dodało Lily energii i żwawym
krokiem ruszyła do wieży Gryffindoru.
- Uwaga Liz,
podaje gryps. – szepnął Syriusz widząc idącą w ich stronę Evans. – Lily. Zła.
James. Kłopoty.
- Cholera, chyba
potrzebuję więcej wytycznych. – dziewczyna odpowiedziała konspiracyjnym szeptem, co James skwitował tylko przewróceniem
oczami.
- Dlaczego
uważacie, że to akurat ja mam kłopoty?
- James, musimy
porozmawiać. – odezwała się, stojąca już obok nich Lily.
- Ha! Ja zawsze
mam rację James.
- Nie masz racji,
Black i nawet nie próbuj mnie dzisiaj denerwować. Nie spałam w nocy nawet
godziny. – Syriusz zmrużył groźnie oczy,
po czym tak jak wcześniej James tylko nimi przewrócił. Dokuczanie sobie było
dla nich czymś normalnym.
Kiedy James i
Lily odeszli na bezpieczną odległość, chłopak spojrzał pytająco na Evans. Nie
rozmawiali ze sobą zbyt wiele od pamiętnego wypadu do Hogsmeade, a minął już
prawie tydzień.
- Kiedy wracałam
ze śniadania usłyszałam, że cała szkoła plotkuje o naszym rzekomym rozstaniu.
No, i przy okazji, że wyglądam na zrozpaczoną.
- Nie wyglądasz
na zrozpaczoną, jedynie na kogoś z… problemami ze snem.
- James… co się
dzieje. – chłopak rzucił jej pytające spojrzenie. – z nami.
- Sądzę, że nasz
czas na przemyślenia już minął i musimy pogadać. – spojrzała na niego
wyczekująco. – Czyli mam zacząć? Okej… Po pierwsze uważam, że cała ta kłótnia
była bez sensu, zresztą tak jak twoje zarzuty. Dlatego myślę, że powinniśmy o
tym zapomnieć i żyć dalej. Rzecz jasna, razem.
- Ja po prostu
jestem cholernie zazdrosna o te wszystkie dziewczyny, które na ciebie patrzą,
albo się do ciebie odzywają. Mam ochotę walnąć każdą, która się do ciebie
mizdrzy. I czuje, że kiedyś znajdzie się taka, która spodoba ci się bardziej
niż ja.
- Głupoty gadasz
i tyle. Powiedz mi ile lat za tobą latam? Prawie siedem. I uwierz mi, bez
powodu bym się tak nie starał. No chodzi mi o to, że dla nikogo innego nie
robiłbym z siebie idioty na oczach całej szkoły. Kocham CIEBIE i wiesz o tym ty i cała reszta. Przestań w końcu się bać i mi
zaufaj. – Lily z uśmiechem wpatrywała się w Jamesa.
- Wow… Nieźle,
Potter. Zwykle to ja wygłaszam ci takie przemowy. Długo nad tym myślałeś?
- Zamknij się
Evans. – chłopak stłumił wybuch śmiechu dziewczyny nagłym pocałunkiem. Lily
zarzuciła mu ręce na szyję i wplotła palce w jego wiecznie rozczochrane włosy, które kiedyś irytowały ją do granic możliwości, a teraz były nieodłączną cechą jej ukochanego. W końcu po
„cichym tygodniu” między Potterem i Evans było tak jak być powinno. To samo z
uśmiechami stwierdzili stojący nieopodal ich przyjaciele.
Urodziny Syriusza zbliżały się
wielkimi krokami. Oczywiście święto
jednego z Huncwotów i przy okazji najpopularniejszych uczniów w szkole nie
mogło obejść się bez hucznej imprezy. Przygotowania nie były największym
problemem, bo Pokój Życzeń „załatwiał” wszystko, czego potrzebowali. Gorzej
miały panie. Im pozostała jeszcze kwestia wybrania odpowiedniej kreacji. W
końcu na urodzinach miała pojawić się praktycznie cała szkoła. No i naturalnie
strój musiał spodobać się solenizantowi, tak przynajmniej uważała spora część
dziewczyn. Drugą sprawą był prezent, który na szczęście przyjaciele Syriusza
załatwili już wcześniej. Jednak inni nie
byli tak dobrze przygotowani. Powstawało coraz więcej pomysłów takich jak wyskoczenie
toples z tortu lub coś równie kreatywnego. Na każdy z takich pomysłów Liz
dostawał białej gorączki i łypała groźnie na ich twórczynie.
Dwudziestego
stycznia, około godziny osiemnastej, w dormitorium Huncwotek rozpoczęły się przygotowania.
Dziewczyny od październiki zdążyły stać się dobrymi przyjaciółkami. Nawet
Dorcas i Liz zakopały topór wojenny (chociaż obie nadal twierdzą, że przecież żadnej
wojny w ogóle nie było). Carmen za to była dla Liz jak siostra, stały się nierozłączne.
Po dwóch godzinach
żmudnego czesania włosów, malowania paznokci i dobierania makijażu cała piątka
była gotowa na urodziny Łapy. Oczywiście sam
Syriusz nie miał o niczym pojęcia. Z samego rana od każdego z przyjaciół
otrzymał krótkie życzenia i na tym koniec. Najgorsze było to, że profesor
McGonagall wlepiła mu szlaban. W dzień jego urodzin! Niewiarygodne. Oczywiście
cała akcja była wcześniej zaplanowana przez Huncwotów. Lily, która miała
pilnować go podczas wykonywania kary ruszyła do lochów, gdzie czekać miał na
nią Syriusz. Wychodząc zza rogu zobaczyła opierającego się o ścianę
naburmuszonego chłopaka. Gdy ten usłyszał stukot szpilek o marmurową posadzkę zwrócił głowę w
jej kierunku.
- Czy to jest
jakiś rocznicowy szlaban, że zaszczyciłaś mnie takim strojem? Mam iść po szampana?
- Nie wygłupiaj
się Syriuszku. Lubię się tak czasami po prostu wystroić bez okazji. – Black
spojrzał na nią zdziwiony i wydał się z siebie tylko ciche „okej…”. – Idziemy
do tych kociołków, czy z okazji moich osiemnastych urodzin odpuścisz mi
szlaban? – zapytał z huncwockim błyskiem w oku.
- Nie mogę
Syriuszku. Przecież wiesz, że jestem tylko głupiutkim prefektem, który wykonuje
polecenia mądrzejszych i lepszych od siebie. – chłopak zszokowany spojrzał na
przyjaciółkę, która ostatnie zdanie wypowiedziała przez zaciśnięte zęby. Okej,
Coś tu ewidentnie nie grało. – No dobrze Syriuszku, idziemy. – nie czekając na
jego odpowiedź ruszyła w przeciwnym kierunku. Skonsternowany Black nie mógł zrobić
nic innego, jak pójść za nią. Po krótkiej
wędrówce doszli pod ścianę prowadzącą do Pokoju Życzeń. Lily uśmiechnęła się
porozumiewawczo do Syriusza i przeszła wzdłuż niej trzy razy. Kiedy w ścianie
pojawiły się wielkie drewniane drzwi, spojrzała na chłopaka z oczekiwaniem,
dając mu do zrozumienia, że to on ma je otworzyć. Po chwili dwójka przyjaciół
stała sama w pustej sali. Nagle nie wiadomo skąd wokół nich pojawiło się
mnóstwo ludzi, a sala wypełniła się stołami z jedzeniem i alkoholem, miejscami
do siedzenia, parkietem oraz sceną. Wszyscy razem krzyknęli „niespodzianka” i
rozpoczęła się długo wyczekiwana przez wszystkich impreza. Toasty, życzenia,
prezenty.
Impreza
rozkręciła się na dobre. Ludzie tańczyli, rozmawiali, jedli i pili. Kiedy
Syriusz, James i Aaron opróżniali nie wiadomo, który z kolei kieliszek podeszła
do nich Liz i zwróciła się do Blacka.
- Nie złożyłam ci
jeszcze życzeń. - chłopak spojrzał na nią z oczekiwaniem. - a zatem… życzę ci szczęścia, spełnienia marzeń, wymarzonego
auta, góry pieniędzy, najlepszych przyjaciół, ale takich chyba już masz –
mówiąc to spojrzała na śmiejących się Huncwotów i dziewczyny. – żebyś dobrze
sypiał, żeby twoje łóżko było wygodniejsze*, ale najważniejsze, chcę żebyś
wiedział, że zawsze będziesz dla mnie bardzo ważny. Chociaż inni nie wiedzą w
sumie o niczym co było, jest między nami, mam nadzieję, że ty zawsze będziesz o
tym pamiętał. I miej świadomość, że od dwóch lat każde święta i wakacje były
dla mnie najlepszymi chwilami w roku. – kiedy skończyła mówić, delikatnie
pocałowała chłopaka w usta i odeszła w kierunku przyjaciół. Syriusz jeszcze
przez chwilę stał w tym samym miejscu, a potem z uśmiechem na twarzy dołączył
do reszty bawiących się gości. Oczywiście, że wiedział, jak ważny jest dla Liz,
a ona na pewno wiedziała, że jest tak samo ważna dla niego. Tylko ona znała
prawdziwego Syriusza. Chłopaka, który na co dzień przywdziewał maskę chamskiego
gnojka, podrywacza. To przy niej czuł się najlepiej. Nie przy Dorcas, ani nawet
przy Jamesie. Choć sam Syriusz nie wierzył w istnienie czegoś tak
irracjonalnego jak bratnie dusze, to może dzięki Elizabeth chociaż spróbowałby
uwierzyć?
Kiedy impreza
dobiegła końca, czyli oczywiście [dop.aut.: no oczywiście] grubo nad ranem, ledwo trzymający się na nogach Huncwoci
oraz ich towarzyszki postanowili pokazać w końcu Syriuszowi jego wymarzony prezent.
- Kupiliście mi
motor?!
____________________________________
* Ha, a ja wiem o
co chodzi, a wy jeszcze nie :D
Rozdział suuuper. Lili i James znowu razem no i jest motocykl Syriusza :D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny, czasu i jeszcze raz czasu i weny oraz czasu.
Pozdrawiam
Martin :D
Dzięki dzięki :D I wena i czas na pewno się przydadzą.
UsuńRównież pozdrawiam
Ania :)
1. Nie
OdpowiedzUsuń2. Nie
3. Jak to nie pytanie to nie ma odpowiedzi
Mam kilka teorii co do tego łóżka ;)
Ale poczekam aż się więcej wydarzy
Życzę ci Wesołych Świąt i duuużo weny :*
Baaardzo dziękuję za życzenia :)
UsuńCo do łóżka to chętnie poznam Twoje teorie, serio :D Możesz mi je wysłać na maila lub fanpage'a (zakładka "kontakt"). Z góry dziękuję ;)
Wesołych świąt! :*
Jest okej. Pisz co chcesz (jeśli chodzi o zmianę treści do książki ) to twój blog, ty tu żądzisz a ja z chęcią przeczytam wszystko co napiszesz. Byle szybciej niż 10 miesięcy ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całego bloga i bardzo mi się podoba. Czuję, że będę tu często zaglądać. Pozdrawiam ~Dorcas
OdpowiedzUsuń